Paczka z Pokątnej, czyli powrót do Hogwartu

Jeżeli płynie w Tobie chociaż odrobina czarodziejskiej krwi, jeżeli wiesz gdzie jest ulica Pokątna i uroczyście przysięgasz, że dotrwasz do końca tego wpisu – to opowiem Ci o pewnym boxie, który może dać Ci tyle radości, co eliksir rozśmieszający. A na dowód oddania - chociaż nie z Tiary Przydziału, ale z tego wpisu - wyłuskasz nawet zniżkę, dzięki której kupisz za nieco mniej galeonów pewne pudełko (ale nie tylko!), wypełnione po brzegi artefaktami z Pottera. Zanim rozpoczniemy jednak, chciałabym powiedzieć Ci kilka słów ku czci pamięci pewnej osoby. Oto one: Głupol! Mazgaj! Śmieć! Obsuw!* No to zaczynamy! 


Sowa przyniosła pakunek pewnego pięknego, sierpniowego poranka. Zamówienie było bajecznie proste – czarodzieje poszli nam na rękę i za pomocą strony internetowej opłaciłam galeonami paczkę, która niebawem trafiła w moje ręce. Mowa o PACZCE Z POKĄTNEJ, czyli boxie, który wychodzi cyklicznie, co miesiąc. Ponadto – w ofercie SKLEPIKU Z POKĄTNEJ można znaleźć także dwa inne pudełka – MYSTERY BOX oraz MEGA MYSTERY BOX. Jakby to ująć – oto dwie nowe pozycje na liście moich marzeń. Wracając jednak do zamówionej paczki – jak przystało na czarownicę, dorzuciłam także kremowe piwo, a jako niespodziankę dostałam niezbędny otwieracz i magiczną czekoladkę z naklejką z MAGICZNYCH ZWIERZĄT. 

Jako świeżo upieczony prefekt (chociaż nie naczelny) Sklepiku z Pokątnej, za wytrwałość w czytaniu tego wpisu, mam dla Was kod rabatowy, który właśnie zaczyna działać i daje 15% zniżki na zakupy, których kwota przekroczy 50 zł. To bardzo miłe wyróżnienie! Korzystajcie, tylko nie przesadzajcie z ilością zamówień kremowego piwa. Hasło na rabat to: MANDRAGORA, a użycie wielkich liter jest szalenie ważne. Na podkreśline słowa wystarczy najechać różdźką, by powiodły wpost na stronę sklepu. A teraz - czas na zawartość sierpniowej edycji… 


Różdżka podobno sama wybiera czarodziej. Zdarzają się jednak przypadki dziedziczenia tego magicznego przedmiotu, który ze względu na wielką moc zasługuje na przedłużenie magicznego życia. Oto moi drodzy, ręcznie robiona różdżka, która wedle opisu przetrwała bitwę o Hogwart. A teraz… teraz jest moją własnością i coś czuję, że już zmieniła właściciela. Jest lekka, wykoanna z dbałością o szczegóły, ale muszę się jeszcze dowiedzieć, jaki ma rdzeń. Coś czuję, że to włos jednorożca. 


Kociołek prawdziwej czarownicy i czarodzieja – i chociaż nazwa jest zwodząca, bo LEAKY CAULDRON oznacza dziurawy kocioł, to nie ma strachu, nie będzie trzeba używać tutaj zaklęcia REPARO. Kubek jest oryginalnym gadżetem z uniwersum Pottera. Mam z nim tylko jeden problem – dalej nie wiem, czy ma pozostać kubkiem, czy może przemianować go na uroczą doniczkę, w której będę hodować jakąś mugolską odmianę Mandragory. A może po prostu zaopatrzę się w kolejne kociołki, zatwierdzone przez Percy'ego ze względu na odpowiednią grubość denka, kto wie!


Zaparzacz do herbaty został natomiast udekorowany herbem mojego domu, Gryffindoru. Tak żebym już nigdy nie zapomniała na co się zgodziłam i że odwaga przede wszystkim! Herb jest minimalistyczny, bardzo ładnie wykonany i pasuje do kociołka idealnie. Oczywiście nie chcąc być niechlujem,  zawsze stawiam kubek na "czymś",  a tutaj proszę, o, jest podkładka kubek  i to także z  herbem domu. Więcej, bardzo poproszę o więcej takich dodatków, bo zawsze się sprawdzają.


Żeby było tego mało – otrzymałam list z banku Gringotta. Trochę się wystraszyłam – może nie opłaciłam składki za prowadzenie skrytki bankowe? Nic bardziej mylnego! Bank wychodzi naprzeciw polskim czarodziejom, dlatego udostępnił specjalne blankiety, dzięki którym w jeszcze prostszy sposób można wymienić mugolskie pieniądze na galeony, knuty i sykle. I taką obsługę klienta, to ja rozumiem. Żebym tylko jeszcze miała w skrytce pokaźną sumkę na wymianę, to byłoby idealnie...


Eliksiry, eliksiry… a może po prostu coś, co przyda się podczas morskich wędrówek? Tym razem w paczce ukryło się SKRZELOZIELE, dokładnie takie, jakie Zgredek podarował Harry’emu na czwartym roku. Mam tylko cichą nadzieję, że nie będę musiała go użyć w najbliższym czasie – jest przecież trudno dostępne i szalenie drogie… A jak ono się prezentuje! Ta mała buteleczka stoi dumnie na półce z artefaktami i mam nadzieję, że kolejne boxy będą obfite w tego rodzaju dodatki.


Za to w użycie poszła herbata – i to nie byle jaka, bo LIŚCIE PROFESOR SPROUT to herbaciana mieszanka od Liście, Fusy, Patronusy. Smak jest bardzo wyrazisty, lekko cierpki chociaż osłodzony marakują. Metalowa puszka już wtopiła się w tłum innych herbat, które stoją na moim ziołowym sekretarzyku. Wzrosła u mnie natomiast ochota na próbowanie nowych smaków. Na szczęście do picia herbaty nie trzeba mnie długo namawiać, chociaż  niczym Hermiona nigdy nie wierzyłam we wróżenie z fusów.


Światłokliki były aż trzy, jeden lepszy od drugiego! Świece są sojowe, co ogromnie mnie cieszy – zaczęłam rezygnować z parafiny, która źle wpływa na środowisko. Miodowe Królestwo to mój faworyt – słodki, cukierkowy i bajecznie kolorowy. Świeca pachnie landrynkami, miodem i truskawką. Z kolei Zgredek to kompozycja zapachu kokosa i bawełny. To zapach przypominający świeżość – co jest zupełnym przeciwieństwem szaty, którą nosił domowy skrzat za czasów pracy u Malfoy’ów. Na koniec Miętowe Ropuchy, które prawdopodobnie powędrują w ręce innej czarownicy, która bardzo lubi zarówno miętę, jak i czekoladę, a przecież szczęściem trzeba się dzielić.


Pióro, stalówki i atrament – bym nie musiała w najbliższym czasie odwiedzać Hogsmede i niczym Hermiona kupować zapasu piór. Moja wersja jest w barwach Gryffindoru, co oznacza tyle, że piękna czerwień umila mi zabawy z kaligrafią! Ja tylko tak podpowiem, że chętnie zobaczyłabym w tym boxie jeszcze pergaminy do prac domowych, bo stos zadań rośnie… Byłabym zapomniała – zestaw stalówek znalazł się w metalowym pudełeczku z nazwą peronu 9 i ¾, a o atrament nie pytajcie - jestem ciapa, połowę rozłam, a że są wakacje, to nie mogłam użyć zaklęcia czyszczącego. Ciężko czasami zachowywać się jak mugol...


Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta to radość lub przekleństwo! Wszystko zależy od tego, na co akurat się trafi. Do fasolek dołączony został zestaw pytań, który zapewni jeszcze większą rozrywkę podczas próbowaniu słodyczy. Ja chciałabym tylko przypomnieć, że można trafić na słodkie pianki, banana, zielone jabłuszko… ale także smak mydła, gluta czy wymiocin. Kto nie ryzykuje, ten się nie bawi! Ale z drugiej strony - to zabawa tylko dla odważnych, a ja mam lekkiego cykora - chociaż Gryffonce tak nie wypada. Może czas zmienić dom?


Na zakończenie dobrodziejstw - otrzymałam także metalową tabliczkę z Banku Gringotta. Ciekawe, czy ma jakieś magiczne właściwości, które podobne są do zabezpieczeń przed kradzieżą znanych tylko goblinom. Tabliczka zajęła zaszczytne miejsce w kuchni, pośród domowej dżungli i mugolskiej wersji liści tentakuli.
____________________________

Z Paczką z Pokątnej jest tylko jeden problem - apetyt rośnie w miarę jedzenia. Gdy tylko otworzyłam zamówione pudełko, już miałam ochotę zamówić coś jeszcze - a to więcej kremowego piwa, czekoladowych żab, znalazłam jeszcze na stronie piękny kubek na kawę (idealny do zabierania magicznych napojów na wynos), a do tego... zapragnęłam POPa! Jednego, dwóch albo kilku! Do tej pory walczyłam z tym pragnieniem, ale teraz są niczym Czarna Różdżka - łatwo dostać na ich punkcie obsesji. Mam nadzieję, że marzenia w końcu się spełnią. Może brzmi to infantylnie, ale każdy, kto tylko wychował się na Potterze, albo kto mógł poznać ten świat jeszcze przed filmami, ten w zupełności zrozumie, że to jest jak powrót do dzieciństwa - do lat beztroski, bujnej wyobraźni i doceniania prostych wartości takich jak przyjaźń... czy miłość. A teraz koniec psot, NOX!



*tymi słowami Albus Dumbledore rozpoczął ucztę powitalną w „Kamieniu Filozoficznym”