Na drogie kosmetyki patrzę z przymrużeniem oka. W końcu wybierając najlepsze produkty do codziennej pielęgnacji, to nie cena stanowi priorytet, ani nawet dostępność. Czasami też nie o skład chodzi... Kosmetyk ma przede wszystkim być skuteczny. Wtedy zwracamy mniejszą uwagę na pozostałe detale. Każda kobieta ma w swojej toaletce tańsze i droższe specyfiki, które dbają o jej cerę. W ostatnim miesiącu pozwoliłam sobie na odrobinę luksusu, bo trzy produkty Chantarelle gościły w mojej codziennej pielęgnacji. Czas więc sprawdzić, czy droższe, znaczy lepsze...
Jedni sięgają tylko po kosmetyki naturalne, inni nie zważają na obecność SLS... a jeszcze inni używają codziennie po kilkanaście różnych specyfików. Liczy się przede wszystkim kondycja naszej skóry - ale nie ta pozorna, kiedy przez pierwszą godzinę cera jest mięciutka i niesamowicie gładka, by później wróciła chropowatość z wysypką w gratisie. Za mną pierwszy miesiąc codziennego stosowania trzech produktów, które co prawda mało nie kosztują, ale w końcu każdemu potrzeba odrobiny luksusu. Czas odpowiedzieć sobie na pytanie, czy znalazłam nowego ulubieńca? A może nawet trzech? Było wzloty i... rozczarowania. Kobieta marudną jest i swoje wymaga.
Chantarelle, ekskluzywna pielęgnacja cery dla wymagajacych
O marce Chantarelle zrobiło się ostatnio naprawdę głośno, a wszystko za sprawą zestawów recenzenckich. Bez problemu znajdziecie więc opinie innych dziewczyn, nie tylko dotyczącą wyżej wspomnianych produktów, ale również tych przynależnych do innych linii. Bo w gruncie rzeczy Chantarelle ma bardzo bogatą ofertę i mimo, że pierwsze dwa specyfiki wyobrażałam sobie nieco inaczej, to wciąż kilka produktów wydaje mi się niezwykle kuszących i zapewne wpisze je na swoją WISHLISTĘ. O jakie kosmetyki chodzi? Głównie o to z przeznaczone do skóry tłustej i trądzikowej oraz produkty do stosowania w okolicach oczu Najważniejsze, to dobierać produkty w zależności od potrzeb cery.

______________________
ROYAL GLOW CLINIC serum witaminowe dla skóry twarzy i pod oczy
______________________
Ten niepozorny słoiczek z serum wzbudził we mnie skrajne opinie. Z jednej strony potrafi zatuszować oznaki ciężkiej nocy, dosłownie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z drugiej zaś, moja cera nie zawsze miała ochotę tolerować taki produkt. Jak na serum przystało, w składzie znalazła się pełna gama składników mocno nawilżających, przywracających gładkość i jędrność zmęczonej skórze. Były jednak dni (a szczególnie, gdy hormony urządzają sobie niezłą imprezę), kiedy musiałam odstawić je na bok i sięgnąć po produkty nieco lżejsze. Kosmetyk przeznaczony jest do stosowania na noc. Bez problemu możemy używać go również pod oczy, dlatego na ten czas zrezygnowałam z sięgania po żel od Norel. Wcześniej oczywiście dokładnie oczyszczałam twarz z makijażu, przemywałam pianką (tutaj również Norel), by następnie użyć toniku Chantarelle - jemu jednak poświęcę dalszą część wpisu. Lista obietnic producenta jest długa jak rzęsy po trzymiesięcznej kuracji. Ale czy były to tylko czcze postulaty? Poziom nawilżenia skóry był fenomenalny - do tej pory takie rezultaty uzyskiwałam tylko przy pomocy azjatyckich kosmetyków. Moja cera, chociaż przynależy do dwudziestolatki, potrzebuje już specyfików, co to dodadzą jej jędrności i elastyczności. Każda kobieta, która stara się poznawać głębiej składy kosmetyków, doskonale wie, że oznaczenia wiekowe są jedynie chwytami marketingowymi. Dlatego cieszę się, że ten specyfik sugeruje tylko wygładzenie zmarszczek, ale nie znajdziemy żadnego dopisku 50+. Co znajdziemy w składzie? Produkt może poszczycić się zawartością ekstraktu z melona czy pereł (baaa, to jest dopiero luksus). Jest również masło shea, witamina A, czy matryca polisacharydowa pozyskiwana drogą ekstrakcji z nasion owoców rośliny Caesalpinia spinosa, zwana inaczej Hydro-Factor. Natomiast za redukcję zmian zapalnych odpowiada Redlestine. Naczynia krwionośne wzmacnia Ti-Rutin. Wiele nowości, prawda? Nie znajdziemy tego w serum za 20 zł. Zapewne stąd tak wysoka cena, za w gruncie rzeczy niewielki słoiczek produktu - 30 ml. Czemu więc pomimo świetnego nawilżenia nie zyskał miana ulubieńca? Mimo, że moja skóra jest poszarzała, brak jej elastyczności i potrzebuje odżywienia po nieprzespanych nocach, to jest również na tyle kapryśna, że łatwo można ją wkurzyć, przez co serwuje mi nowe niespodzianki w okolicach policzków i na czole. Również i tym razem kilkukrotnie się zbuntowała. Były to zarówno TE złe kobiece dni, ale i pojedyncze przypadki, gdy na drugi dzień musiałam tuszować nową niedoskonałość kryjącym korektorem. Serum nie jest więc na tyle uniwersalne, żeby mogła je tolerować cera ze skłonnością do trądziku. Sprawdzi się natomiast (jak to również ujął producent) na wielkie wyjścia. Z codziennym stosowaniem wstrzymuję się i spróbuję sięgać po produkt 2 razy w tygodniu. O kolejnych uwagach przeczytacie za miesiąc.
Cena: 165 zł / Pojemność: / 30 ml / Więcej o produkcie


_________________________
SPECIAL AESTHETICS krem przeciwzmarszczkowy peelingujący, enzymatyczny LUMI-CREAM
________________________________
To dopiero jest kosmetyk! Stanowił dla mnie największą zagadkę (i chyba dalej nią pozostał), bo jest przedziwnym połączeniem kremu z peelingiem. Przyznam szczerze, że z takim gagatkiem nie miałam do tej pory do czynienia. Natura odkrywcy nie pozwoliła mi przejść obok niego obojętnie. No i miesiąc testowania za nami. Peelingowanie skóry to podstawa pielęgnacji, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Schody zaczynają się jednak wtedy, kiedy jest się posiadaczem skóry wrażliwej i skłonnej do trądziku. Tak, tak - dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Każdy z nas powinien dbać o cerę. Przynajmniej raz w miesiącu, zmagam się z falą nowych niedoskonałości i czy tego chcę, czy też nie, na bok muszę odstawić mój ulubiony, ryżowy peeling. Gdybym go użyła, pogorszyłabym tylko sytuację, bo bakterie przeniosłyby się nawet na zdrowe obszary twarzy. Ale peelingować przecież trzeba. Bach! Wtedy wkracza do akcji peelingujący krem enzymatyczny, który można stosować także w pod oczami i na powieki. Wszystko dlatego, że jest naprawdę delikatny - jeżeli tylko zmyjemy go po 5 minutach! Najpierw oczywiście oczyszczamy twarz, by następnie nałożyć produkt okrężnymi ruchami. Rozprowadza się bezproblemowo - w końcu ma konsystencję cięższego, tłustego kremu. Później mamy kilka minutek, by położyć się wygodnie na plecach i pomyśleć o niebieskich migdałach. W tym czasie nasz peeling zacznie działać. Zmywamy go letnią wodą, następnie tonizujemy skórę i nakładamy mocno nawilżający krem. Voila! W składzie znajdziemy między innymi ekstrakt z papai, z Punarnava, rabarbaru i mydlnicy (Saponaria). Przeznaczony jest do każdego rodzaju skóry, także wrażliwcy - nie ma się czego bać. Czy jednak skutecznie wygładza, rozjaśnia, wyrównuje koloryt i redukuje plamy o różnej etiologii? Moim skromnym zdaniem, jest to produkt zbyt delikatny. Oczywiście cera wygląda ładnie i promiennie, ale przebarwień mam sporo i znacznie lepiej radził sobie z nimi tonik z kwasem migdałowym. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że Chantarelle specjalizuje się w produkcji kosmetyków zarówno do użytku domowego, jak i tych, które znajdziemy jedynie na półkach salonów kosmetycznych. Z chęcią przekonałabym się, czy taki profesjonalny specyfik poradziłby sobie z moimi potrądzikowymi przebarwieniami. Tymczasem ten krem peelingujący pozostaje świetną alternatywą na złe, kobiece dni. Na co dzień wolę jednak znacznie mocniejsze, czasami nawet gruboziarniste peelingi. Recenzję zaktualizuję po kolejnym miesiącu!
____________________________
ROYAL GLOW CLINIC tonik witaminowy, rewitalizujący
________________________________
Ostatni będą pierwszymi. Dosłownie. Na sam koniec postanowiłam zostawić perełkę tego zestawu. Chociaż poprzednie produkty wywołały u mnie mieszane uczucia - z jednej strony różnica stanu cery była zauważalna, z drugiej pojawiały się pewne mankamenty - to teraz czas na produkt, któremu nie mogę zarzucić nic, oprócz tego, że mój portfel pewnie przeklnie mnie, gdy zechcę wyposażyć się w drugą buteleczkę. Nie ukrywam, że polubiłam go zarówno ja, jak i moja cera. Mnie przypadł do gustu delikatny, nienachalny zapach, który kojarzy mi się z czymś bardzo świeżym (wiecie, jak te świeczki, które mają w asortymencie zapach świeżego prania). Różne toniki już miewałam, ale nie wszystkie pokochałam. Do tej pory ulubieńcem był produkt od Norel dla cery mieszanej. Teraz ma też braciszka. Używam ich naprzemiennie - rano i wieczorem, czasami też w południe, jeżeli nie mam na sobie grama makijażu. Tonik nie tylko przywraca naturalne pH skóry, ale przygotowuję ją do dalszych etapów pielęgnacji - chociażby do nałożenia kremu. Czasami, gdy czasu miałam niewiele, albo przegrywałam walkę ze zmęczeniem, pomijałam etap przemycia twarzy pianką, bo tonik usuwał resztki makijażu, z którymi nie poradził sobie płyn micelarny. Jaki cechy winien mieć jednak produkt idealny? Ma szybko się wchłaniać, najlepiej nie zawierać alkoholu (pamiętajmy też, że nie każdy alkohol w składzie to zło!) i przede wszystkim dobrze służyć cerze. Wszystko odznaczone. W składzie jest między innymi kompleks VITAMI, Hydro-Factor, ekstrakt z melona i ekstrakt z nagietka. O samym opakowaniu niewiele trzeba pisać - proste, minimalistyczne i solidne. Wolałabym jednak, by było przezroczyste, by łatwiej sprawdzić stan zużycia. Wygodna pompka, która chroni przed bakteriami, które mogłyby dostać się do produktu. Toniku mogę używać przez cały miesiąc - niezależnie od stanu mojej cery. Nie szczypie, nie podrażnia i daje wręcz uczucie ukojenia. Może nie rozjaśnia jakoś szczególnie przebarwień, ale w zupełności zadowalają mnie jego pozostałe atuty. Produktu nie jest mało - buteleczka zawiera 200 ml toniku. Gdy wyjeżdżam, przelewam odrobinę do malutkiej buteleczki, by nie obciążać zbytnio kosmetyczki. To jeden z tych produktów, który mógłby zagościć na stałe w mojej codziennej pielęgnacji. Właśnie tego się spodziewałam i to otrzymałam. Może znajdzie się dla niego miejsce w ulubieńcach roku, jednak o ostatecznych wrażeniach, opowiem Wam za miesiąc!
Pierwszy miesiąc testowania uważam za zakończony. Wiele produktów potrzebuje jednak znacznie więcej czasu, by odpowiednio zadziałać na skórę, dlatego powyższe recenzje zaktualizuje po kolejnych 30 dniach. Może rzadsze używanie witaminowego serum przyniesie więcej korzyści? Może kolejne sesje z kremem peelingującym okażą się miarodajne. O tonik raczej nie powinnam się obawiać - niech jego działanie będzie niezmiennie dobre!

A jaki jest Wasz stosunek do drogich kosmetyków? Warto zwracać uwagę na cenę? Czy warto zaglądać do składu? Po jakie produkty z wyższej półki sięgacie najczęściej?
