O marce Bosphaera zapewne mogliście już słyszeć. Jeżeli nie,
to jest okazja, aby poznać kolejną, ciekawą i do tego polską firmę. W
asortymencie może i nie ma szczególnie dużo kosmetyków, ale osobiście śmiem twierdzić,
że jest to spora zaleta. Wolę, gdy marki nie wypuszczają hurtowo nowości, jedna
za drugą, ale dbają o spójność wizerunku. Z Boshapera miałam okazję już
współpracować i z tej relacji pozostała mi miłość to kawowego koktajlu pod oczy.
Ale czy mamy tutaj nowe romanse?
O Bosphaera słów kilka…
Na samym początku śmiem przyznać, że mam ogromną nadzieję,
że nazwę marki wypowiadam poprawnie. Aczkolwiek przyzwyczaiłam się do tego, że
jestem w stanie przekręcić nawet bardzo proste słowa i przyszło mi z tym żyć od
dawien dawna. Nie ma jednak wątpliwości, że takiej marce będzie łatwiej wejść
na zagraniczny rynek i chociaż jest to polska manufaktura, to nigdy nie
wiadomo, gdzie jeszcze o niej usłyszą.
To, o czym już wspomniałam, to asortyment, który może nie
składa się z długiej listy produktów, ale dzięki temu jest on dobrze
przemyślany i spójny. Sama poznałam Bosphaerę na jednej z edycji EKOTYKÓW,
kiedy to w biegu kupiłam słodką babeczkę do kąpieli. Tymczasem z naszej ostatniej
współpracy bardzo dobrze zapamiętałam kawowy koktajl pod oczy i nawet skusiłam
koleżanki, aby również się w nim zakochały. A jak to wygląda tym razem?
Miałam okazję sprawdzić trzy kolejne produkty, które do tej
pory nie gościły jeszcze w mojej pielęgnacji. Jest coś do oczyszczania cery,
coś do walki z niedoskonałościami oraz odżywcza formuła przeznaczona do
stosowania w miejscu, gdzie skóra jest szczególnie wrażliwa.
BOSPHAERA
Aksamitny krem pod oczy
Początkowo zastanawiałam się, czy ostatecznie wolę aksamitny
krem pod oczy, czy może jednak kawowy koktajl. Tymczasem teraz myślę sobie, że
najlepsze byłoby po prostu połączenie obu tych produktów. Przy mocno przesuszonej
skórze taki duet wydaje się być ciekawym rozwiązaniem. Na początku zaczynamy od
płynnej formuły, a później przechodzimy do kremowego wariantu, który pełni rolę
zabezpieczenia.
Nie jestem osobą, która mogłaby napisać dużo o tym, czy rzeczywiście
krem mocno napina skórę, odmładza ją i robi inne takie sztuczki. Moja dolina
łez jest od lat tak głęboka, że niewiele może jej już pomóc. Właściwości produktów
pod oczy oceniam raczej pod kątem przywracania komfortu, nawilżenia oraz tego,
czy aplikowane w czasie dnia kosmetyki kolorowe wyglądają w okolicy pod oczami
tak, jak powinny.
Faktem jest, że aksamitny krem pod oczy Bosphaera pod tym
względem spełnił moje wymagania. Nie czułam przesuszenia, a dodatkowo samo
nakładanie produktu okazało się być całkiem przyjemne. Na pewno trzeba
poświecić mu parę chwil, aby dokładnie rozprowadzić formułę. Pod wpływem ciepła
opuszków placów krem łatwiej się rozciera i szybciej wchłania. W tym czasie
możemy wykonać delikatny masaż zapobiegający powstawaniu zmarszczek (prosty,
szybki, a jakże skuteczny).
Według opisu na stronie krem można stosować także pod makijaż,
ale w przypadku mojej skóry była to raczej konsystencja odpowiednia na wieczór.
Za dnia stosuję jeszcze lżejsze produkty, które wchłaniają się dosłownie w
sekundę.
W składzie znajdziemy między innymi komórki macierzyste z
jeżówki wąskolistnej, orchidei oraz kulnika sercolistnego. Jest też kompleks
olejów szlachetnych i ekstrakt z algi arktycznej. Znowu muszę nadmienić, że to
dosyć ciekawe zestawienie składników aktywnych, a na pewno rzadko spotykane.
Czy krem pod oczy ma jakieś wady? Tak. Jedną. Szczególną.
Jednak prawdopodobnie tylko dla mnie jest to niedogodność. Opakowanie jest po
prostu bardzo duże. Dlatego osoby, które chcą sięgać po kosmetyk sporadycznie
(na przykład używają już innego kremu pod oczy) powinny podzielić się z kimś produktem.
Szkoda byłoby zmarnować tak dobry krem.
Cena: około 59 zł / Pojemność: 20 g / Produkt znajdziesz TUTAJ
BOSPHAERA
Dwufazowe serum nawilżająco-normalizujące
Zacznijmy z przytupem. Oto kosmetyk, od którego oczekiwałam
najwięcej, a który okazał się perełką w tym zestawieniu. Mamy tutaj całkiem
bogaty skład, w którym nie brakuje takich dodatków, jak choćby oleje
szlachetne, hydrolaty, żel aloesowy czy kwas hialuronowy. Intrygujący może być
wybór ekstraktu z czerwonej algi z fermentem drożdżowym, wyciągu z komórek
macierzystych morwy indyjskiej oraz komórek macierzystych z kulnika
sercolistnego. Raczej nie są to składniki, które z powodzeniem znajdziemy w co
drugim produkcie pielęgnacyjnym. A tego jest tutaj znacznie więcej, ponieważ Bosphaera
chwali się aż 19 składnikami aktywnymi w jednym produkcie. Czy ostatecznie ma
to jednak jakieś znaczenie?
Serum jest dwufazowe, ale jego użytkowanie właściwie dużo
nie różni się od stosowania kosmetyków z tej samej kategorii. Przed użyciem musimy
jednak wstrząsnąć buteleczką, aby w pełni cieszyć się działaniem produktu.
Kiedy stosować? Zdecydowanie wieczorem, kiedy już oczyścimy buzię z wszelkiego
rodzaju zanieczyszczeń i resztek makijażu. Najbardziej lubiłam aplikować je
solo, czasami regularnie, niekiedy sporadycznie. Bywało, że w roli
zabezpieczającej występował dodatkowy krem o nieco cięższej formule.
Ale jak działa samo serum? A bardzo dobrze – jeżeli
chciałoby się to opisać w niezwykłym skrócie. Jednak pisząc tak całkiem na
poważnie, główną zaletą tego kosmetyku jest jak dla mnie łagodzenie podrażnień
i obecnych stanów zapalnych. Chociaż moja skóra uspokoiła się nieco na
przestrzeni lat, to zupełnie nie oznacza to, że wciąż nie zmagam się ze
zmianami hormonalnymi i wypryskami spowodowanymi nieodpowiednią dietą. Niedoskonałości
potrafią uprzykrzyć życie. W te gorsze dni sięgam właśnie po takie kosmetyki,
które mają działanie kojące, łagodzące, ale też odżywiające i nawilżające. No i
tutaj sprawdziło mi się serum Bosaphera, które okazało się lepsze od poprzednika
z The Body Shop (do niego już raczej nigdy nie wrócę).
Czy serum nawilżająco-normalizujące sprawdzi się przy skórze
tłustej i z niedoskonałościami? Śmiem twierdzić, że tak i że warto dać mu szanse.
Lekka konsystencja jest tutaj sprzymierzeńcem, rano skóra jest wyraźnie
nawilżona, jednak pamiętajmy, aby dokładnie zmyć z buzi resztki produktu, zanim
zaaplikujemy kolejny kosmetyk.
Skład: Achillea Millefolium Flower Water, Tanacetum Vulgare
Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Propanediol, Carica Papaya Seed Oil,
Vaccinium Macrocarpon Seed Oil, Glycerin, Coriandrum Sativum Seed Oil, Cannabis
Sativa Seed Oil, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Citrullus Lanatus Seed Oil,
Aqua, Lactitol, Xylitol, Levulinic Acid, Panthenol, Citrus Aurantium Bergamia
Fruit Oil, Globularia Cordifolia Callus Culture Extract, Morinda Citrifolia
Callus Culture Lysate, Sodium Hyaluronate, Aniba Rosaeodora Wood Oil, Benzoic
Acid, Sorbic Acid, Garcinia Mangostana Peel Extract, Usnea Barbata Extract, Tromethamine,
Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Citric Acid, Tetrasodium Glutamate
Diacetate, Palmaria Palmata Extract, Saccharomyces Ferment, Sodium Hydroxide,
Linalool, Limonene, Citral, Benzyl benzoate, Geraniol.
Cena: około 59 zł / Pojemność: 30 g /Produkt znajdziesz TUTAJ
BOSPHAERA
Delikatny płyn micelarny do demakijażu kojąco-nawilżający
Na początku musze wyraźnie podkreślić, że nie jestem fanką
płynów micelarnych, a przynajmniej nie jest to moja największa miłość na
przestrzeni ostatnich lat. Po co więc testować kosmetyk, który już na starcie
będzie miał pod górkę? To nie jest tak, że w ogóle ich nie używam, ale
doceniłam możliwość oczyszczania twarzy bez konieczności sięgania po waciki. Na
co dzień stosuję olejki i balsamy do demakijażu w połączeniu z rękawicą. Ale są
takie sytuacje, kiedy chętnie korzystam z możliwości szybkiego pozbycia się
produktów kolorowych z buzi. Wtedy wybieram płyn micelarny.
Tutaj skusił mnie przede wszystkim fakt, że jest to
delikatna, kojąca formuła na bazie żelu z aloesu. Spodziewałam się, że po użyciu
skóra może być odrobinę lepka, ale to nic strasznego, skoro i tak zmywamy płyn
micelarny przy pomocy pianki bądź żelu (pozwolę sobie wtrącić, że na zajęciach
z kosmetyki pomijano ten krok, co jest ogromnym błędem w codziennej pielęgnacji,
a dla mnie było przykrym zaskoczeniem).
W składzie mamy też hydrolat z róży damaceńskiej, który sprawdzi
się raczej u każdego, a już zwłaszcza, gdy nasza skóra jest przesuszona i
widoczne są na niej pierwsze oznaki starzenia. Nie jestem fanką zapachu
różnego, natomiast tutaj nie jest on aż tak mocno wyczuwalny.
Rzeczywiście nie podrażniał (zarówno skóry, jak i oczu), a makijaż
zmywał tak, jak powinien. Tak naprawdę miałam problem tylko przy jednej,
wodoodpornej mascarze, ale ta miała tak trwałą formułę, że nie tylko ten
produkt ledwo sobie z nią radził. Skład niezwykle bogaty jak na płyn do
demakijażu. O właściwościach nawilżających trudno jest pisać w przypadku
kosmetyków, które zmywamy zaledwie chwilę później. Na pewno jednak nie
przesuszał.
Czy wróciłabym do tego produktu? Być może. Jako fanka innych
sposobów na demakijaż, nie mam zbyt dużych oczekiwań względem płynów
micelarnych. Nie mogę mieć jednak co do niego uwag. No, może poza wydajnością,
ale to kolejna cecha całej grupy produktów, a nie tego konkretnego kosmetyku.
SKŁAD: Aloe Barbadensis Leaf Juice, Rosa Damascena Flower
Water, Propanediol, Aqua, Decyl Glucoside, Panthenol, Glycerin, Sodium
Bicarbonate, Levulinic acid, Hordeum Vulgare Seed Extract, Prunus Persica
Juice, Pyrus Malus Juice, Triticum Vulgare Seed Extract, Sodium Benzoate,
Gluconolactone, Potassium Sorbate, Panax Ginseng Root Extract, Benzoic acid,
Enteromorpha Compressa Extract, Glyceryl
Caprylate, Citric Acid, Silybum Marianum Fruit Extract, Ocimum Sanctum Leaf
Extract, Nymphaea Coerulea Flower Extract, Nelumbo Nucifera Flower Extract,
Glyceryl Undecylenate, Calcium Gluconate.
Cena: około 35 zł / Pojemność: 100 g / Produkt znajdziesz TUTAJ
Podsumowując…
Mam gorący romans z serum, do którego chętnie wrócę, o ile
na horyzoncie nie będzie nowych produktów do testowania. Krem pod oczy najchętniej
zobaczyłabym w mniejszym słoiczku, co by nic się nie zmarnowało. Kojący płyn
micelarny był miłym zaskoczeniem, aczkolwiek pozostaję wierna olejkom i balsamom
do demakijażu.
Jeżeli chodzi o markę BOSPHAERA, to bardzo chciałabym
zobaczyć ją na liście stowarzyszenia KBO. Wiem, że dla wielu osób jest to
kryterium niezwykle istotne. Doceniam kosmetyki za składy, które są jak dla
mnie wystarczająco bogate w aktywne składniki. Szanuję za przemyślaną ofertę.
W przyszłości panuję sprawdzić też świece, które również dostępne
są w ofercie marki. Tworzone ręcznie, sojowe i o kuszących kompozycjach zapachowych.
Poza tym na liście mam również pastę do mycia twarzy i naturalny dezodorant.