MOKOSH / kąpiel less waste i zapałki, które sadzi się w ziemi

Zalewają nas nie tylko śmieci, ale także informacje, które radzą jak żyć bardziej ekologicznie. Wciąż mamy jednak problem i z jednym i z drugim, bo śmieci wciąż jest za dużo, a porady ekologiczne często wcale nie zachęcają, by być bardziej zero czy less waste. Problem polega na tym, że trochę za późno się obudziliśmy i wielu z nas nie jest gotowych na drastyczne zmiany. Z jednej strony nie ma czasu na małe kroczki, a z drugiej - one też są nam potrzebne. Dlatego może świata nie zmienię, ale opowiem o mojej wersji kąpieli less waste, czyli jak osiągnąć maksimum przyjemności, wykorzystując jak najmniej produktów. W roli głównej - kosmetyki MOKOSH.


Powiedzmy sobie coś już na samym początku - kąpiel wcale nie jest taka eko. W ogóle co w dzisiejszych czasach jest ekologiczne? Jesteśmy już tak bardzo przywyczajeni do wszelakich wygód, że wydaje nam się nieludzkie, by odmawiać sobie kolejnych rzeczy. A wcale odmawiać sobie nie trzeba, a jedynie zacząć korzystać mądrze. Sama często biorę kąpiele. Wróć - nie chodzi o to, że kąpiel biorę codziennie, ale raz w tygodniu muszę, bo się uduszę. Oszczędzam za to wodę podczas prysznica - staram się, by trwał jak najkrócej, dzięki zmianie kosmetyków do włosów nie muszę myć ich codziennie, a olejowanie włosów wykonuję w dni, na które przypada kąpiel. Nagle może się okazać, że zużywam znacznie mniej wody niż ktoś, kto lubi prysznice i uważa kąpiele za marnotrastwo wody. Dlatego pamiętajcie - wszystko z głową.

KĄPIEL JEST DLA MNIE LEKARSTWEM

Może wydawać się to ciut zabawne, ale najlepszym lekiem na ciężki dzień jest dla mnie kąpiel. Na pewno wiecie coś o tym, że jeżeli w porę nie odbijecie się z małego dołka, to zakopiecie się w nim na długie dni. Dla mnie takim odbiciem jest właśnie zanurzenie się w wodzie aż po czubek nosa - słucham muzyki, leżę i staram się myśleć o rzeczach przyjemnych. Wierzę w aromaterapię i pozytywne działanie naturalnych składników, dlatego jak już wskakuję do wanny to na całego i jest to prawdziwy rytuał. 

Często ten rytuał wiąże się także z małymi wyrzutami sumienia - kule do kąpieli owinięte w plastik, żeby dopiero później zapakować je we kolejne, kartonowe pudełko, ogromny płyn do kąpieli w plastikowej butelce czy inne gadżety, które po jednym użyciu trafiają do kosza. Wiem, każdy czasami się temu podda, również ja, ale tym wpisem udowodnię, że można inaczej - będą olejki, świece, sól do kąpieli... a nawet zapałki, które nie trafiają wcale prosto do kosza.

NIEWOLNICY ZAPACHU
To, co tak często uwodzi nas w płynach do kąpieli to  ich... zapach. Pragniemy tych kilkudziesięciu minut relaksu pośród pięknych zapachów. Alternatywa jest prosta - świece. Niesamowite, sojowe świece o dowolnym zapachu. Warto mieć przynajmniej dwie - jedną o zapachu orzeźwiającym, a drugą o kompozycji przynoszącej ukojenie. Czemu taki dodatek można uznać za less waste? Świece sojowe są lepszą alternatywą dla parafinowych - przede wszystkim nie zanieczyszczają tak środowiska, są zdrowsze dla organizmu i mają zazwyczaj naturalne kompozycje zapachowe - używa się w ich produkcji olejków eterycznych. Poza tym - świece Mokosh znajdują się w szklanych słoiczkach, które można wykorzystać ponownie albo oddać do recyklingu.

Zapałki, z których powstaje roślina
Odrywasz zapałkę, używasz jej, wyjmujesz ziarenko, a następnie umieszczasz w ziemi i... czekasz na to, co z niego wyrośnie. Brzmi abstrakcyjnie? Ale to prawda. Mokosh kłania się wobec ekologicznych rozwiązań i takimi drobnymi gestami namawia do zrobienia czegoś pożytecznego, a tym samym - edukuje. Bo ważne jest przypominać o tym, jak wiele zależy od tego, by otaczała nas roślinność. A to jeszcze nie koniec - zapałki dołączone do świeczek wytwarzane są w Polsce, z papieru pochodzącego z recyklingu

Do posadzenia nasionek chcę wykorzystać biodegradowalne doniczki, które kupiłam dosłownie za grosze, a które umieszczę później... w pustych słoiczkach po świecach. Nie wyrzucam nigdy takich szklanych słoików - nadają się idealnie na domowe kosmetyki, gdyż są wykonane z ciemnego szkła (ograniczającego dostęp słońca). Trzymam w nich także domowe świece czy suszone zioła.



Świece sojowe sprawdziłam aż dwie. Właściwie trochę ciężko było mi wybrać zapach po opisie - sam zestaw dodatków to nie wszystko. Liczą się także proporcje oraz jakość surowców. Świec miałam już całkiem sporo, kiedyś kupowałam głównie parafinowe, bo były nie tylko tanie, ale także - popularne. I to ta pułapka, w którą dałam się złapać, bo dopiero później przeczytałam trochę o szkodliwości tego surowca i jego wpływie na środowisko. Jasne, właściwie każda rzecz wytwarzana w dużych ilościach ma w jakimś stopniu negatywny wpływ, ale czasami jest on ledwo widoczny, innym razem wręcz zatrważający. Sama ograniczyłam świece parafinowe - od roku nie kupiłam żadnej, a nawet jeżeli chodzi o ekologiczne znicze - znalazłam taką alternatywę, którą chcę wypróbować w tym roku, ale tutaj odsyłam do strony NA NOWO ŚMIECI.


MOKOSH

Roślinna świeca sojowa 

Teraz już wiem, że jeżeli chodzi o MOKOSH, to zapachy są bardzo, ale to bardzo intensywne. Nie każdemu się to sposoba, niektórzy lubią świece o bardzo delikatnym zapachu, ledwo wyczuwalnym, dlatego te mogą nie przypaść do gustu. Same kompozycje nazwałabym też nieco ciężkimi, chociaż uważam to akurat za duży atut. Co mam na myśli pisząc "ciężkie"? Chodzi mi o takie zestawienia, które pozwalają nam zagłębić się w zapach, pobawić w odgadywanie ukrytych dodatków, rozpoznawać je, i nazywać. Ale takich świec nie pali się zbyt długo - kiedy zapach rozejdzie się już po pomieszczeniu, wtedy można świeczkę zgasić, bo inaczej możemy poczuć się przytłoczeni. Nie jestem mistrzynią w opisywaniu zapachów, potrafię je rozpoznawać, wiązać z danymi emocjami, ale trudno mi o nich pisać. Wypróbowałam dwie świece - ŚRÓDZIEMNOMORSKI GAJ oraz ORIENTALNY OGRÓD i chyba najlepiej będzie, jeżeli w tym miejscu zacytuję, co ma o nich do powiedzenia MOKOSH:

Zapach Śródziemnomorskiego Gaju przywodzi na myśl morską bryzę w ciepły, letni wieczór. To idealne rozwiązanie kiedy chcemy podnieść poziom energii i stworzyć odpowiednią atmosferę na spotkanie ze znajomymi lub chwilę relaksu tylko dla siebie. Zawarty w kompozycji olejek eteryczny z szałwii lekarskiej ma potwierdzone działanie antystresowe, aromat słodkiej pomarańczy przynosi klarowność i pobudza chęci do działania. Kompozycja harmonizuje umysł i ciało, wzmaga poczucie pewności siebie
Orientalny ogród to głęboki, żywiczny zapach paczuli połączony ze słodyczą ylang ylang i świeżością krzewów cytrusowych przenosi w egzotyczne miejsce, przywodzące na myśl ciepłe promienie słońca i beztroski czas. Aromat świecy Orientalny Ogród odświeża umysł i ciało, poprawia nastrój. Znakomicie sprawdza się w szare, pochmurne dni. Może stanowić również doskonałe tło do praktyki jogi lub medytacji.
Trudno mi powiedzieć, który zapach wolę. Używam je naprzemiennie, zazwyczaj przed kąpielą wącham obie świece i wybieram tę, która akurat dzisiaj najbardziej mi pasuje. Zdarzało mi się również zapalać w tle jeszcze inną świecę z mojej kolekcji, bo dlaczego nie - tylko wtedy skracam czas palenia, ale  można również zapalić drugą świecę chwilę po zgaszeniu tej pierwszej. 

Świece MOKOSH to biodegradowalny sojowy wosk, który spala się w niższej temperaturze niż parafina. O dołączonych zapałkach już wspominałam - to naprawdę ciekawa alternatywa. Ale jeszcze kilka słów o tych słoiczkach, bo są naprawdę ładne! Wspominałam już, że tego typu opakowania zawsze zostawiam - przydają się podczas rozsadzania roślin i ukorzeniania roślin. Podoba mi się również ten minimalizm - na szkle jest tylko logo marki, a nazwę świecy umieszczono na zakrętce i to jeszcze na naklejce, której łatwo się pozbyć. 

Cena: 69 zł / Pojemność: 140 g / 25h / Produkt nietestowany na zwierzętach


MOKOSH

Olejek z trawy cytrynowej

Jeden mały produkt, a wachlarz możliwości. Jeżeli jakimś sposobem nie przepadasz za świecami (czy są w ogóle takie osoby?), to w roli pachnącego produktu można użyć naturalnego olejku. A stosować go można na kilka sposobów - dolewając kilka kropel do nawilżacza powietrza (tylko pamiętajcie, by był on przystosowany do aromaterapii), wykonując masaż aromaterapeutyczny, kompres... ale ja najbardziej lubię kąpiel. Najprostszy i najwygodniejszy sposób - do ciepłej wody dodaję zaledwie kilka do kilkunastu kropli (w zależności od ilości wody) i... nic więcej. Pachnie w całej łazience. 

Sam olejek z trawy cytrynowej najlepiej sprawdza się przy cerze tłustej i trądzikowej - to pamiętam jeszcze z zajęć kosmetyki, ale przy olejkach zalecam też ostrożność i odpowiednie z nimi obchodzenie, bo łatwo o podrażnienie czy zbyt silną reakcję. Myślę o oddzielnym wpisie, gdzie opowiedziałabym więcej o aromaterapii, kąpielach, czy kompresach. Jak już jesteśmy przy zastosowaniach olejków, to chętnie podzielę się prostym trickiem z zakresu sprzątania - aby podczas odkurzania powietrze ładniej pachniało,  używam kawałeczka starej gąbki, zmoczonej w wodzie i wybranym olejku. Taką niewielką gąbeczkę (rozmiar ma znaczenie!) wciągamy do wnętrza odkurzacza. Chwilę później poczujecie różnicę...

Cena: 39,90 zł / Pojemność: 10 ml / Produkt nietestowany na zwierzętach i wegański 


MOKOSH

Sól jodowo-bromowa

Stosowanie tego typu soli do kąpieli, to już nie tylko zabieg pielęgnacyjny, ale moim skromnym zdaniem - także i zabieg zdrowotny. W takim przypadku rezygnujemy z dodawania do wody innych produktów - płynów do kąpieli czy pachnących bomb. Skupiamy się tylko i wyłącznie na działaniu soli, pilnujemy się zalecanego czasu i temperatury. Tego typu zabiegi dobrze wpływają na nasze samopoczucie, ale też nie należy z nimi przesadzać. Sprawdza się uniwersalna zasada - co za dużo, to niezdrowo. Kąpieli z solą nie należy nadużywać, ale można zastosować zamiennik - kompresy. Te stosujemy miejscowo, na daną partię ciała, z którą mamy p akurat

Sól jodowo-bromowa to pierwszy produkt od Mokosh, który nie znajduje się w szkle. Więc gdzie tutaj mowa o całym less waste? Już tłumaczę - opakowanie soli jest tak duże i sól sama w sobie tak ciężka, że zapakowanie jej w szkło najpewniej byłoby mniej ekologiczne, niż użycie tutaj lekkiego, plastikowego opakowania. Co prawda, spotkałam się kiedyś z ciekawym zastosowaniem jutowego woreczka, który wewnątrz zabezpieczony był folią i w ten sposób można było użyć go wielokrotnie. Ale, ale... tym razem o Mokosh mowa i tutaj jestem w stanie zrozumieć, że pierwszy raz obyło się bez szkła. To w końcu ponad kilogram produktu...

Sól pozbawiona jest zbędnych, sztucznych dodatków, a jej skład przedstawia się następująco: Jod (I) – 800,0 mg/kg, Brom (Br) – 1,0 mg/kg, Magnez (Mg) – 4,0 mg/kg, Wapń (Ca) – 8,0 mg/kg, dodatkowo: potas, żelazo, selen, krzem, wodorowęglany.

To o czym warto pamiętać, to sprawdzenie przeciwwskazań przy każdym tego typu dodatku. W przypadku soli jodowo-bromowej, szczególnie nie poleca się jej przy nadczynności tarczycy (ze względu na jod), ale także przy zaburzeniach krążenia, ostrych stanach zapalnych czy przy uczuleniu na któryś ze składników. Kiedy więc stosować? U mnie najlepiej sprawdza się podczas nerwobóli, które często pojawiają się w stresujących momentach. Sól pomaga przy redukcji cellulitu, zmniejsza obrzęki limfatyczne, przyspiesza usuwanie toksyn i polecana jest przy łuszczycy czy AZS ponieważ ma właściwości nawilżające i odżywiające skórę. 

Cena: 49 zł / Pojemność: 1200 g / Produkt wegański, nietestowany na zwierzętach / Bezpieczny dla kobiet w ciąży


MOKOSH

Rozświetlające serum do ciała

Jak ono pachnie! Nawet nie będę probowała opisać tego zapachu - dodam tylko, że nie kojarzy mi się z typowo kobiecym kosmetykiem. To mógłby być świetny produkt zarówno dla mężczyzn, chociaż ciężko by było przekonać panów do tych mieniących się drobinek. Serum można używać rano, wieczorem... kiedy tylko się chce. Chociaż osobiście zostawiam je na większe wyjścia albo te szczególne wieczory, gdy potrzebuję takich błyszczących upiększaczy, dla własnego widzimisię.

A serum mieni się i błyszczy niczym diament. Skąd taki efekt w takim kosmetyku? Do tego naturalnym? To mika moi drodzy. po prostu mika, czyli popularny minerał często stosowany w kosmetykach. Dzięki temu olejek pozostawia na skórze piękne, perłowo-złote drobinki. Warto tylko pamiętać, by przed użyciem wstrząsnąć buteleczką - drobinki muszą zmieszać się z olejami. 

Skład to przede wszystkim: olej arganowy, makadamia, z krokosza barwierskiego, z nasion zielonej kawy, jojoba, witamina E, skwalan, ekstrakt z bergamotki, z suszonej kory cynamonu, z pąków kwiatowych goździka, ze skórki limonki, z kwiatów jaśminu, z tonkowca wonnego, z róży damasceńskiej, z wanilii i z tymianku. Warto wspomnieć, że rozświetlające serum do ciała należy do linii ICON, która powstała z okazji trzecich urodzin marki. Buteleczka z ciemnego szkła, aplikacja za pomocą pipety - to mi pasuje. Osobiście lubię też opakowania z pompką, ale to z pipetą można uznać za ciut bardzie eko. Poza tym - łatwiej je doczyścić i użyć ponownie. 

Jak olejek wpływa na skórę? Przede wszystkim nawilża, a zapach utrzymuje się całkiem długo. Drobinki są piękne, widoczne na skórze, ale nieprzesadzone. Pozostaję jednak przy zdaniu, że to produkt w sam raz na większe wyjścia albo specjalne okazje - głównie ze względu na cenę, chociaż oczywiście to kwestia indywidualna. Nadaje się również do wieczorne SPA, gdy od czasu do czasu robimy coś więcej dla siebie. Kąpiel, aromaterapia a później to cudo, jako uwieńczenie całego rytuału. 

Cena: 149 zł / Pojemność: 100 ml / Produkt nietestowany na zwierzakach  i wegański / Bezpieczny dla kobiet w ciąży


Ten post nie ma być tylko przeglądem kosmetyków, nie na tym mi zależało. Niesamowicie jest nawiązać bliższą relację z taką marką, którą osobiście szanuję ze względu na podejście do tematu ochrony środowiska i szukaniu rozwiązań less waste. Na początku poznałam ich maseczkę, później peeling do ust hydrolat i olejek. Teraz miło mi jest stworzyć ten wpis przy współpracy z marką, która pozwoliła mi poznać ich produkty na mój  własny sposób. Zaczęłam też śledzić MOKOSH na Instagramie i do tego chciałabym zachęcić także Was. Po pierwsze dlatego, że możecie co miesiąc wygrać w ich konkursie bon do zrealizowania w oficjalnym sklepie (poczytajcie o akcji #mojeMokosh), ale głównie dlatego, że marka promuje jeszcze pewną akcję, która zachęca innych do świadomych zakupów i do dbania o środowisko. 

Akcja nosi nazwę #ZiemiaToDom - a że lubię być dociekliwa, to poświęciłam trochę czasu na prześledzenie tego, co marka stara się robić, by można ją było uznać za godną do naśladowania. Przejrzałam Instagram, bloga i na bieżąco śledzę również Instastories. No dobrze, to do czego namawia innych MOKOSH?

Papier jest ich ulubionym surowcem, ponieważ szybko się rozkłada i nadaje się do kompstowania. Oczywiście i z wykorzystaniem papieru nie ma co przesadzać, jednak warto pamiętać, że my sami możemy zadbać o lepszy dostęp do tego surowca - sadząc wciąż więcej i więcej drzew. 

Dokumenty, których nie ma konieczności drukować pozostają w formie elektronicznej.

Zapałki Mokosh wytwarzane są w Polsce, a do tego w ich tworzeniu korzysta się z papieru pochodzącego z recyklingu.

Wraz z rozwojem marki, zrezygnowano z większości plastikowanych opakowań na rzecz szklanych.

Folia bąbelkowa wykorzystywana w pakowaniu została zamieniona na tektury a w paczce nie znajdziecie plastiku.

Pracownicy MOKOSH korzystają z zamienników foliowych koszulek na dokumenty. W biurze używają szklanych butelek, a w kranie został zainstalowany filtr magnezowy. 

Coś, co zaskoczyło mnie szczególnie, to że pracownicy wzięli udział w sprzątaniu śmieci, a relację z tego wydarzenia znajdziecie na ich stronie oraz na platformie YT.

A teraz wyobraźcie sobie, że każda ma marka ma podobne podejście... Byłoby pięknie, prawda? Nawet, jeżeli miałby być to po prostu dobry PR, to każdy ukłon w stronę środowiska jest znaczący. Zastanawiam się nad stworzeniem na blogu takiej listy marek, które lubię nie tylko ze względu na dobre kosmetyki i ciekawe składy oparte na naturalnych składnikach, ale także przez wzgląd na podejście do bycia marką etyczną - nietestującą, wegańską i szukającą rozwiązań less waste. MOKOSH ma u mnie wielkiego plusa.