Czy masz czas na relaks? Sanctuary SPA & Charles Worthington

Nie wiem kim jesteś. Nie wiem ile masz lat, ani co robisz w życiu. Może jeszcze studiujesz, może wychowujesz dwójkę dzieci a może jesteś zakładnikiem ogromnej korporacji. Nie muszę o Tobie wiedzieć właściwie nic, a i tak będę miała rację, gdy powiem, że czasami potrzebujesz chwili wytchnienia. Relaksu. Bo nawet jeśli trafiła Ci się praca marzeń, wspaniali przyjaciele, a życie pozornie wydaje się usłane różami, to zawsze trafi się coś, co wytrąci Cię z równowagi, coś, co podniesie Ci ciśnienie i wywoła niepokój. I nie ma w tym nic złego. O ile tylko potrafisz, od czasu do czasu, porządnie się zrelaksować...

Blog urodowy Ekstrawagancka

Są różne rodzaje odpoczynku, ale ja opowiem Ci o moich czterech zasadach, które sprawdzają się zawsze. Przynajmniej w moim przypadku. Czasami wystarczą tylko dwa czynniki, czasami potrzeba wszystkich. Zależy to od poziomu stresu. Nie mam zbyt wiele czasu na relaks, ale staram się, by przynajmniej jeden dzień w tygodniu obfitował w 2-3 godziny takiego odpoczynku. No dobrze - to co właściwie musi się wtedy pojawić?

ZAPACHY

- bo chyba każdy słyszał o aromaterapii. I to żadna bujda. Najlepszym przykładem będzie przypomnienie sobie jakiejść szczególnej chwili, najlepiej takiej z dzieciństwa, bo skoro minęło tyle lat, a ona dalej tkwi w naszej pamięci, to musi być jedyna w swoim rodzaju. Nie wiąże się to z każdym wspomnieniem, ale na pewno znajdzie się wiele takich, które w szczególności nawiązują do jakiegoś zapachu. Ja chociażby pamiętam bardzo dobrze zapach modeliny, nad którą pracowała moja mama. Święta kojarzą mi się z wonią czekoladowych cukierków, które zawsze wisiały na choince i z pomarańczą, w którą wetknięte były goździki. Pamiętam też zapachy perfum moich chłopaków, ale i słodkie kosmetyki, których używały moje przyjaciółki - bo najważniejsi ludzie też kojarzą nam się z danymi zapachami

I teraz w zależności od rodzaju wspomnień, dana woń może działać na Nas albo jak płachta na byka, albo jako najlepszy pod słońcem sposób na odprężenie. I dlatego warto znaleźć świeczki czy kosmetyki, które kojarzą się jak najlepiej i pozwolą nam wyciszyć się, uspokoić... odetchnąć.

ROZLUŹNIENIE

- czyli właściwie co? Czasami wydaje nam się, że jesteśmy rozluźnieni, ale w rzeczywistości nasze myśli krążą wokół tysiąca innych spraw. Ciało odpoczywa, ale co z umysłem? U mnie sprawdza się sposób z zegarkiem. Wszystkie sprawy do załatwienia odkładam na daną godzinę - przed tym czasem nie zawracam sobie głowy niczym innym. Wiem, że kiedy skończy się czas mojego relaksu, to powiadomi mnie o tym alarm w telefonie, ale do tego czasu nie sięgam po żadne urządzenia elektroniczne. Nie rozpraszania się, unikam pisania SMS-ów, rozmów telefonicznych czy nawet telewizji. Wyjątkiem jest oczywiście czytnik e-booków.

NOWE DOZNANIA

- jeżeli chcę naprawdę się odprężyć, to szukam nowych wrażeń. Słucham płyty, której do tej pory nie znałam czy używam nowych kosmetyków. W ten sposób odwracam uwagę od innych spraw i skupiam się na tym co TERAZ. Dodatkowo to sprawdzony sposób, by lepiej zapamiętać daną chwilę. Nasz umysł to prawdziwy odkrywca i takie bodźce są dla niego bardzo ważne. Dlaczego im jesteśmy starsi, tym czas nam szybciej ucieka? Ma to związek z powtarzalnością pewnych czynności. Kiedyś wszystko było NOWE. Szkoła, zabawy na podwórku, nauka. Teraz codziennie chodzimy do tej samej pracy, często oglądamy te same filmy czy seriale. Nawet nasza playlista składa się ze znanych już nam utworów. Warto to więc zmienić!

ATMOSFERA

- i nie jest ważne, czy będzie nam towarzyszył gwar, czy może cisza. Ważne, by była to atmosfera, która odpowiada nam samym. Niektórzy dobrze odpoczywają przy głośnej muzyce i brak bodźców słuchowych działa na nich drażniąco. Odpowiednia temperatura też potrafi zdziałać cuda. W ostatnim wpisie z recenzją musu pisałam o tym, jak temperatura wody wpływa na nasze samopoczucie. Zawsze warto brać to pod uwagę.

To tyle słowem wstępu. Okazuje się, że czasami nie potrzeba wiele, by dobrze wypocząć. Wszystkie te cztery punkty pasują fantastycznie do... tematu kąpieli. To teraz poznajcie pięć kosmetyków, które mogą umilić nawet najbardziej stresujący wieczór!


Blog urodowy Ekstrawagancka

Sanctuary SPA

Peeling Salt Scrub

Na początek zdzieranie, czyli coś, to tygryski lubią najbardziej... chyba. Porządna kąpiel (albo nawet i relaksujący prysznic) nie może się obyć bez peelingu. Raz na jakiś czas nawet nasza skóra potrzebuje takiego resetu. Pozbywamy się martwego naskórka, by pozwolić skórze na regnerację i odbudowę. To też może stanowic tę przyjemną część kapieli, bo w dużej mierze opiera się ona na... masażu.
Scrub z Sanctuary SPA jest gęściutki i bardzo śliski.

Ten peeling podoba się tym, którzy lubią prawdziwe zdzieracze - w końcu jest to scrub solny. Mowa więc o ostrych kryształkach soli. Trzeba używać go delikatnie - w miarę możliwości. Peeling przypadnie do gustu  tym, co to lubują się w takiej lepkiej warstwie, która otula ciało po peelingowaniu. Oczywiście można ją zmyć, ale to zawsze trochę trwa - parafina lubi mocno przyklejać się do skóry i na pewno szybko nie wyparuj. Ani nie wchłonie się, bo tworzy warstwę okluzyjną. Ale ma to swoich zwolenników. Pomijając parafinę, jest tu także olej ze słodkich migdałów, jojoba i olej kokosowy. 

Skład: Sodium Chloride, Parafinum Liquidum (Mineral Oil), Maris Sal (Sea Salt), Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Tocopheryl Acetate, Triticum Vulgare (Wheat) Germ Oil, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Parfum (Fragrance), Isopropyl Myristate, Oenothera Biennis (Evening Primrose) Oil, Tocopherol, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Benzyl Salicylate, CI 47000 (Yellow 11), CI 26100 (Red 17.


Blog urodowy Ekstrawagancka

Sanctuary SPA

12 Hour Shower Cream

Kremowy żel pod prysznic to dla mnie żadna nowość. Właściwie nie używam już mydła - a przynajmniej nie sięgam po nie tak częstoc jak kiedyś. Za to żele pod prysznic są u mnie na porządku dziennym - moja skóra lepiej je toleruje a dodatkowo są łatwiejsze w użytkowaniu. Zazwyczaj sięgam po składy bardzo naturalne, ale zdarza mi się wybrać te nieco mniej bliskie naturze -  jeżeli tylko skuszą mnie jakąś ciekawą formą. Ja ten tytaj, z Sanctuary SPA, który w składzie, zaraz po wodzie, ma olej z nasion słonecznika. Może się więc wydawać, że jego formuła będzie raczej oleista, a nie kremowa. I tutaj zaskoczenie, bo jakim ma być, takim jest. Nie pieni się jakoś bardzo, ale nie jest to żaden problem. Łatwo się też spłukuje i nie zostawia po sobie lepkiej warstwy. Ma piękny, perfumowany zapach (jak cała ta linia) i jest on wyczuwalny podczas prysznica. Jednak na skórze nie utrzymuje się szczególnie długo - od tego jest balsam, o którym napiszę za chwilę...

Skład: Aqua (Water), Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Sodium Trideceth Sulfate, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Sodium Lauroamphoacetate, Glycerin, Sodium Chloride, Cocamide MEA, Phenoxyethanol, Parfum (Fragrance), Citric Acid, Benzyl Alcohol, Tocopheryl Acetate, Cyamopsis Tetragonoloba (Guar) Gum, Disodium EDTA, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Benzyl Salicylate, Benzyl Benzoate

Blog urodowy Ekstrawagancka

Sanctuary SPA

Rozświetlający balsam do ciała Wonder Body

To nie jest balsam, którego chce się użyć po kąpieli, tuż przed wskoczeniem w piżamę. Chociaż właściwie jego zapach sprzyja wieczornemu relaksowi, bo pachnie dokładnie tak, jak kremowy żel pod prysznic i peeling. Tyle że w tym przypadku utrzymuje się na skórze znacznie, znaaaacznie dłużej. Skoro więc nie sprawdza się w wieczornym wydaniu, to kiedy?

Na dzień dobry jak znalazł! Wszystko przez te rozświetlające drobinki. Są delikatne, ale zauważalne. Skóra wydaje się dzięki nim gładsza. To taki rozświetlacz do całego ciała, który przez swój delikatny kolor wydaje się wyrówywać koloryt skóry. Jest może delikatnie lepki, ale nie jest to szczególnie uciążliwe. Tylko do smarowania trzeba się naprawdę przyłożyć.

Jak używać? Balsam przeznaczony jest do stosowania na całym ciele. No prawie, bo z wyjątkiem twarzy. Nie zauważyłam, by brudził ubrania, ale aplikować go należy starannie - chodzi o to, by nie zostawiał smug.

Skład: Ingredients: Aqua (Water), Cyclopentasiloxane, Glycerin, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Glyceryl Stearate, Polyglyceryl-2 Dipolyhydroxystearate, PEG-100 Stearate, Crambe Abyssinica Seed Oil, CI 77891 (Titanium Dioxide), Caramel, Cetearyl Alcohol, Parfum (Fragrance), Mica, Phenoxyethanol, Dimethicone, Ammonium Acryloyldimethyltaurate /VP Copolymer, Sodium Lauryl Glucose Carboxylate, Lauryl Glucoside, Dimethiconol, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Tin Oxide, Caprylyl Glycol, Carbomer, Decylene Glycol, Benzyl Salicylate, Silica, Benzyl Benzoate, Sodium Hydroxide, Coumarin, Citral,
CI 77499 (Iron Oxides), CI 77492 (Iron Oxides), CI 77491 (Iron Oxides).

Blog Urodowy Ekstrawagancka

Charles Worthington 

Everyday Gentle Micellar Shampoo

Szampon należy do serii, która wedle wytycznych umieszczonych na opakowaniu, może być stosowana nawet w codziennej pielęgnacji włosów. Tutaj jednak małe ostrzeżenie dla tych, co to na co dzień używają naturalnych, bardzo delikatnych detergentów - tutaj też nie ma co prawda SLS czy SLES, bo znalazł się znacznie delikatniejszy zamiennik, czyli SLMI, ale wciąż nie polecam używać go codziennie. Po stricte naturalnej pielęgnacji może być to dla włosów szok. Za to używany na zmianę z innym szamponem, albo do zmywania masek czy pozostałości olejku -  tutaj wypada perfekcyjnie. Bardzo dobrze się pieni, więc trzeba uważać z ilością. Mam tę nieładną manierę po naturalnych szamponach, że z reguły nakładam ich więcej, niż powinnam - są one bardzo trudne w użytkowaniu. A Micellar Shampoo wręcz przeciwnie. Szybko się spłukuje, nie plącze włosów i nawet bez zastosowania odżywki pozostawia włosy w znacznie lepszym stanie.

Zapach jest delikatny, nienachalny - nie jakiś mocno perfumowany, co to unosi się za nami niczym mgiełka. Z niektórymi szamponami miewam ten problem, że o ile na początku włosu pachną naprawdę ładnie, to drugiego dnia przesiąkają zapachami otoczenia. Tutaj jest inaczej - o ile nie odwiedzę jakiegoś baru i nie mam kontaktu z kimś, kto pali papierosy, to włosy nie chłoną nowych zapachów. I to mi się bardzo podoba - a ma być to zasługz jakiejś nowej technologi, którą nazwano FragranceLock.

Jak w przypadku tego typu kosmetyków, tak i tutaj zaleca się, by szampon stosowany był w połączeniu z odżywką z tej samej linii. I takową również sprawdziłam...

Skład: Aqua (Water), Sodium lauroyl methyl isethionate, Cocamidopropyl betaine, Disodium laureth sulfosuccinate, Caprylyl/capryl glucoside, Sodium chloride, Glycerin, Phenoxyethanol, Parfum (Fragrance), PEG-120 methyl glucose dioleate, Polyquaternium-10, Citric acid, Disodium EDTA, PEG-40 hydrogenated castor oil, Pentylene glycol, Benzyl alcohol, Potassium sorbate, Hydrolyzed lupine seed extract, Sodium benzoate, Butylene glycol, Propylene glycol, Benzoic acid, Tocopherol, Litchi chinensis pericarp extract


Blog urodowy Ekstrawagancka

Charles Worthington 

Everyday Gentle Weightless Conditioner

Z odżywkami zawsze jakoś bardziej mi po drodze. Nie żebym narzekała, ale częściej znajdę dobrą odżywkę, niż maskę czy szampon. O ile przy poprzednim produkcie trochę marudziła, bo przy moich włosach nie mogę używać go codziennie (a właściwie co drugi czy trzeci dzień, bo tak wypada cykl mycia włosów), tak jednak wobec odżywki nie mam takich zastrzeżeń. Używam jej także w połączeniu z szamponami Petal Fresh. 

Trzeba tylko pamiętać, by dobrze ją spłukać - ale jeżeli ten punkt zostanie spełniony, to włosy będą naprawdę mięciutkie i łatwe w rozczesywaniu. Na tyle, że kilka razy rozczesałam je bez pomocy mgiełki. Trudno mi jednak ocenić, czy ten duet rzeczywiście dba o to, by kolor nie blakł - przestałam farbować włosy już hen, hen temu. Moje blond włosy zamieniły się w ombre na końcówkach. Może nie jest to wielka miłość, ale ocena wypada bardzo pozytywnie. 

Skład: Aqua (Water), Cetyl alcohol, Stearyl alcohol, Behentrimonium chloride, Glycerin, Parfum (Fragrance), Phenoxyethanol, Polyquaternium-10, Isopropyl alcohol, Cetrimonium chloride, Hydroxyethylcellulose, Pentylene glycol, Benzyl alcohol, Potassium sorbate, Citric acid, Hydrolyzed lupine seed extract, Tocopherol, Sodium benzoate, Benzoic acid.

Gdzie kupić kosmetyki Sanctuary SPA i Charles Worthington?
Wszystkie kosmetyki, które pojawiły się w dzisiejszym wpisie dostępne są w drogeriach Hebe. Sanctuary SPA można kupić też w formie zestawu miniaturek, w przezroczystej kosmetyczce - to ciekawy pomysł na prezent. A pezynajmniej moja mama była z niego zadowolona. Warto również zaglądać do gazetki promocyjnej, bo czasami pojawiają się na te produkty ciekawe rabaty!

Jak najczęściej się relaksujecie? Macie swoje sprawdzone sposoby?