Moc zielonej herbaty, glinek i czerwonej fasoli w maseczce od Skin79

Gdy rzucę hasło domowe SPA - o czym pomyślicie w pierwszej kolejności? Śmiem twierdzić, że padną takie odpowiedzi jak: kąpiel, aromaterapia i... maseczki! Choćbyśmy cały tydzień nie dawali skórze chwili wytchnienia, męczyli ją i dręczyli podkładami, ciężkim makijażem, szybkim demakijażem czy (o zgrozo!) nie stosowaniem toniku - ona wszystko nam wybaczy, jeżeli raz na jakiś czas damy jej odetchnąć i przekupimy maseczką. A na moją kapryśną cerę mam ostatnio jeden sposób - a właściwie ma go Skin79. Teraz fanfary, a orkiestra niech gra, bo ja przedstawiam  Wam maseczkę z zielonej herbaty prosto ze wschodnich krańców świata!

Nowość z zielonej herbaty, glinek i czerwonej fasoli

Właściwie to nie z zielonej herbaty, a z jej dodatkiem. Bo w gruncie rzeczy to nie jedyna, mocna strona tego produktu. No proszę, już zaczęłam od wychwalania - kiedy ja inaczej nie umiem, gdy z produktem tak się polubię. Postaram się znaleźć drobne mankamenty, ale coś tak czuję, że przy tej maseczce może być to trudny orzech do zgryzienia. 


Green Tea Purifying Clay Mask

Jeszcze nowość, chociaż to trochę przykre, że wciąż mówi się o niej tak mało. Bazę maseczki stanowi kaolin, czyli prościej mówiąc (czy pisząc) - glinka biała. Dobro natury znane od lat! Nawiasem mówiąc, ponoć świetnie sprawdza się ona jako lek na kaca, ale nie czas o tym rozprawiać. Sama maseczka może będzie ratunkiem po całonocnej imprezie, ale to raczej skóra będzie oddychać, a my co najwyżej wydychać trujące opary. Kaolin odpowiada za oczyszczanie i odżywianie skóry. Glinek to jednak nie koniec - znalazła się tutaj także bentonitowa, która pochodzi z pyłu wulkanicznego. Zadanie ma jedno - odtruwać skórę, czyli usuwać z niej zbędne toksyny (swoja drogą czy istnieją one w formie niezbędnej?). Brzmi trochę jak z filmów science fiction, tymczasem glinka po zmieszaniu z płynem wytwarza ujemny ładunek elektryczny. Ot co, to ma być cała filozofia! Wciąż jej do końca nie rozumiem, ale ufam i wierzę... 

Czas na herbatę 

Earl Grey poproszę! A mówiąc poważnie, to oprócz glinek warto wspomnieć o zielonej herbacie. Kto ją pija ten wie, że działa jak miotełka - uprzątnie co niepotrzebne, pozamiata i zmiata. Dlaczego więc miałaby nie sprawdzić się w kosmetyce? A to już potwierdzone, że działa - głównie tonizująco, przeciwzapalnie i regenerująco. Wciąż zbyt mało? Dorzućmy jeszcze czerwoną fasolę. Śmiem aż zacytować - Puder z ziaren czerwonej fasoli to naturalny peeling, który pomaga usunąć martwe komórki naskórka. Należy pamiętać, że azjatyckie kosmetyki korzystają z naturalnych składników, ale naturalnymi kosmetykami nie są. Chemii też się troszkę znajdzie.[Cały skład produktu dostępny TUTAJ]

Nowość z zielonej herbaty, glinek i czerwonej fasoli

Zzieleniałam z miłości!

Właściwie ta maseczka zadziała jak magnes. Wiecie - tylko skończycie nakładać na twarz jakiś kolorowy specyfik, a tu już dzwonek do drzwi. A za nimi... kurier, babcia, ciocia, pies sąsiada i ekipa filmowa. Jakby cały świat stanął nagle przeciwko Tobie i chciał zastać w tej nieco krępującej sytuacji. A ja tam się już nie wstydzę i w pełnej, zielonej krasie pokazuje! Konsystencja maseczki jest o tyle zabawna, że znajdują się w niej drobinki przypominające fusy herbaty. To one pomogą nam w masażu... o którym jeszcze wspomnę!

Nowość z zielonej herbaty, glinek i czerwonej fasoli


Jak stosować maseczkę?

A to wcale nic trudnego, taka trochę sztuka dla sztuki. Ale ja wiem, że aby nie pojawiły się żadne niejasności, lepiej szybciutko i zwięźle to opisać. A jak często sięgać po maseczkę? Najlepiej dwa razy w tygodniu - i przy mojej cerze nie było to istotne, jeżeli sięgałam po nią rano. Może nawet było i lepiej - skóra była wygładzona i gotowa na lekki makijaż. 

  • Standardowo zaczynamy od oczyszczenia skóry. Najlepiej użyć tonera. Ja sięgam po produkt, który również serwuje nam Skin79 - agoSpa Aqua. To linia kosmetyków bazująca na wodzie termalnej. Ale... w zupełności zaspokoi Nas nawet ulubiony tonik. 
  • Maseczkę aplikujemy paluszkami lub malutką szpatułką. Omijamy okolice oczu i usta. Rozprowadzamy ją równomiernie - możemy także nałożyć ją na szyję. 
  • Mamy 10 minut dla siebie! Maseczka zacznie wysychać, delikatnie zastygając. Po tym czasie stanie się bledsza i odrobinę poszarzała - to znak, że możemy działać dalej!
  • Jeżeli tylko mamy ochotę, możemy wykonać delikatny masaż strefy T - malutkie drobinki pomogą usunąć martwy naskórek. Nie jest to jednak krok obowiązkowy.
  • Twarz przemywamy letnią wodą. Robimy to tak długo, aż maseczka zostanie w całości usunięta z twarzy.
  • Ostatni krok to ponowna aplikacja produktu typu tonik lub toner.

I to już wszystko? Ano tak. Tylko tyle i aż tyle, by po skórze było widać, że własnie zafundowała sobie chwilę relaksu. W pierwszej kolejności zauważalna jest... gładkość.  I nie mówię tylko o usunięciu martwego naskórka. Odżywiona i odpowiednio nawodniona skóra jest jakby wypełniona i znacznie przyjemniejsza w dotyku

Nowość z zielonej herbaty, glinek i czerwonej fasoli

Lubię niewymagające maseczki. To ten rodzaj produktów, które mogę używać niezależnie od tego, czy właśnie biegam po domu szykując się na wielkie wyjście, czy czytam książkę. Nakładam, czekam aż zastygnie i zmywam. No i pamiętam o tonerze lub innym produkcie przywracającym odpowiednie pH skóry. Ale nie oznacza to, że ja sama nie wymagam od maseczki NIC. Ma być przede wszystkim szybkim lekarstwem na drobne krzywdy, które wyrządzam skórze w ciągu dnia - dotykałam jej brudnymi łapskami, czasami (ale tylko czasami!) nie przykładam się zbytnio do dokładnego demakijażu, bądź w pośpiechu niezbyt starannie rozsmarowałam krem nawilżający. Drobne grzeszki, których nie mamy co się wstydzić.

A jakie maseczki używają moi czytelnicy?