Wiosenne nowości Wibo - Gdy królują oczy i usta...

Marzec już tuż, tuż, a to oznacza, że i szafę Wibo czekają wiosenne porządki. W końcu to najlepszy czas, by pokazać światu nową, inspirującą kolekcję kosmetyków. Ja sama już od stycznia przebierałam nóżkami, gdy zaglądałam na stronę Wibo - dokładnie do zakładki z zapowiedziami. Tym razem jest klasycznie, uniwersalnie, ale z powiewem świeżości. Nie zabrakło także inspiracji markami, które przecież wszyscy znamy. Sama już nie wiem, czy bardziej cieszę się na wiosnę, czy na diametralną zmianę, jakiej spodziewam się w codziennym makijażu. Gotowi na wiosnę w kosmetyczce?

Ekstrawagancka Blog Recenzje

Nowość paletka cieni Wibo - Neutral

Przyznam szczerze, że pierwszy raz w życiu, z zapartym tchem oczekiwałam tego, czego już niebawem szukać będę na drogeryjnej półce. Wiem, że przecież każdy lubi nowości, ale jeżeli miałabym być szczera - zazwyczaj dowiaduję się o nich, gdy lądują w kosmetyczkach znanych blogerek albo zaszczycą drogeryjne półki. Na oku mam jednak kilka marek zajmujących się kolorówką, które śledzę, podglądam i staram się zawczasu znać każdą nowinkę. Esscence, Catrice, Makeup Revolution, Golden Rose i... oczywiście Wibo. Wiem, że bez problemu zaoszczędzę małą sumkę, by pozwolić sobie na zakupowe szaleństwo wśród takich nowości. W tym przypadku mam jednak okazję zaprezentować Wam świeżutkie produkty, zanim zobaczycie je w drogeriach. Wcześniej mogliście przeczytać zapowiedź kolekcji Who Owns The Crown? oraz nowych produktów do konturowania. Ale, ale... teraz królują kolory. Wiosna to czas, kiedy warto skupić się na podkreśleniu ust i oczu - a naprawdę jest czym. Zobaczcie, za czym warto się rozejrzeć, bo już w MARCU uzupełnią one szafeczkę Wibo.

Nowość pomadka Wibo Juicy Color Lipstick

Nowość pomadka Wibo Juicy Color Lipstick

Nowość pomadka Wibo Juicy Color Lipstick

Pomadka Juicy Color

Jestem miłośniczką zimy. Wolę chłód, niż makijaż, który spływa z mojej twarzy pod wpływem gorących promieni letniego słońca. Nie cierpię jednak spierzchniętych ust, które zimową porą stają się standardem. Nawet taki duet jak peelingi i olej kokosowy, to nie zawsze idealne wyjście. Co prawda wraca ładny wygląd ust, ale matowe pomadki bywają już zbyt dużym wyzwaniem. Jak więc sobie radzić? Najprościej postawić na kolorowe pomadki nawilżające. Jak widać ratunkiem nie musi być tylko bezbarwny kosmetyk. Juicy color to produkt, który łączy w sobie właściwości balsamu i pomadki. Z jednej strony nawilża, za co odpowiedzialne jest masło shea (wielki plus za taki składnik!), ale wcale nie musimy zrezygnować z intensywnego odcienia. Wiosną przecież dobrze odejść na moment od stonowanych barw. Drogie Panie, nie bójmy się koloru - jak to powiada makijażystka ze śniadaniowej telewizji. A mamy w czym wybierać, bo Juicy Color to aż 6 wersji kolorystycznych (z czego mam dla Was swatche 5 wariantów - numerek 6 zaprezentowałam jednak na ustach KLIK). Faworytów swoich odkryłam bardzo szybko. Zdecydowanie w torebce lubię mieć pomadkę z numerkiem 5 (typowy nudziak) i 6 (bardzo intensywna czerwień) - zawsze pod ręką mam więc idealny dodatek do makijażu wieczorowego, jak i dziennego. W kolekcji znajdziemy jednak produkty o nienachalny kolorze, który podkreśla usta, nie przyćmiewa makijażu oka, ale i takie, z którymi śmiało możemy zaszaleć. Wykończenie jest satynowe - uff! Co jednak z trwałością? Taka lekko 'mokra' formuła pomadki sprawia, że ściera się nieco szybciej niż matowe wersje. Jeżeli tylko nie podjadam niczego a jednie przygryzam wargi - jak to mam w zwyczaju, po trzech czy czterech godzinach kolor nadal był tam, gdzie być powinien. Później delikatnie zanikał, ale bez większych plam. Jednak bez problemu wiemy, kiedy należy poprawić nasz makijaż - znika to przyjemne uczucie nawilżenia ust a wraz z nim pomadka.


Konturówka Wibo - Lip Define

Konturówka Wibo - Lip Define

Konturówka do ust Lip Define

Perfekcyjnie wykończony makijaż ust to taki, w którym nie powinno zabraknąć konturówki. Z jej pomocą możemy wyrysować linię idealną, nie pozwalając tym samym, by krawędzie naszej pomadki były nierówne a sam produkt wylał się poza kontur ust. Dzięki takiej kredce możemy również stworzyć efekt ombre, który chyba nigdy nie wyjdzie z mody. Lip Define Pencil, to nowy produkt Wibo, który możemy używać zarówno w połączeniu z pomadką, jak i samodzielnie. W tym drugim przypadku należy jednak pamiętać o odpowiednim nawilżeniu, bo matowy efekt może być powodem spierzchniętych ust. Swoją drogą, witamina E znajdująca się w składzie konturówki, to naprawdę ciekawe wyjście! Mamy do wyboru trzy wersje kolorystyczne, które są na tyle neutralne, że bez problemu można je połączyć z różnymi odcieniami pomadek. Kredka przede wszystkim jest miękka, przez co aplikacja nie przysporzy trudności nawet laikowi w dziedzinie makijażu. Możemy delikatnie rozetrzeć ją palcem, by uzyskać bardziej naturalny efekt. Konturówka z numerem 1 będzie dopełnieniem klasycznej, czerwonej pomadki, natomiast numer 2 pasuje raczej do ciemnych nudziaków - używam jej w połączeniu z numerkiem 2 - Lips to Kiss oraz 6 - Juicy Color. W zestawie nie ma temperówki, dlatego warto mieć jakąś pod ręką - dobrze zaostrzona kredka pozwala na rysowanie bardzo cienkich, precyzyjnych kresek. Design różni się odrobinę, od siostrzanej konturówki Nude Lips.


Nowe opakowanie - Lips to Kiss

Nowe opakowanie - Lips to Kiss

Pomadka w kredce Lips To Kiss 

Czy ktoś pamięta pomadkę w kredce od Wibo, o niezwykle rozkosznej nazwie Lips to Kiss? W moim kosmetycznym zbiorze znalazła się dokładnie jedna sztuka, w kolorze cukierkowego różu. Miała matowe, czarne opakowanie, a jedynie zamykanie odzwierciedlało odcień pomadki. Miała? Ano tak, bo oto w boxie od Wibo skryła się wersję w nieco innym wydaniu. Przyznam szczerze, że moje serce skradła matowa czerń, ale nowe opakowanie wygląda nieco bardziej klasycznie - przypomina dostępne na rynku podobne produkty Różową wersję Lips to Kiss pokochałam przede wszystkim za trwałość, mocną pigmentację i wykończenie. Jeżeli tylko nic nie jadłam, produkt nie znikał z moich ust nawet przez cztery godziny - a wiecie, człowiek z przyzwyczajenia zaciska usta, a czasami i z drugim człowiekiem porozmawia. Dodatkowo kredka nie wymaga temperowania! Można więc wrzucić ją do torebki bez żadnych obaw, że w najważniejszym momencie złamie się i nici z naszego poprawienia ust - z toalety wyjdziemy z pomalowaną tylko i wyłącznie górną wargą. Pomadka jest bardzo mięciutka, dlatego należy uważać, by nie wystawiać jej na wysokie temperatury. A kolory? Sami zobaczcie swatche. Mój ulubieniec figuruje na zdjęciu z numerkiem 2.

Cena: około 9 zł / Więcej o produkcie

Nowość paletka cieni - Wibo - Neutral

Nowość paletka cieni - Wibo - Neutral

Nowość paletka cieni - Wibo - Neutral

Paletka cieni Neutral Eyeshadow Palette

Co tam jedna paletka - w nowościach Wibo znalazły się aż dwie sztuki! Zacznę od tej, która zdecydowanie bardziej przypadła do gustu a mam wrażenie, że może zostać przyćmiona kolejną nowością Jeżeli pamiętacie opakowanie zestawu do konturowania, które zrobiło furorę nie tylko w blogerskim światku, to spodoba Wam się również ten design. Nienachalny, może nie do końca minimalistyczny, ale utrzymujący tę samą spójność co 3 Steps to Perfect Face. Nie ma jednak plastiku. Jest to, za co kobiety pokochały taką markę jak chociażby theBalm - kartonowe opakowanie.

O dziwo - ładnie wykończone, bez skaz i niedociągnięć. Dodatkowo zabezpieczone kolejnym kartonikiem. Jak na dłoni podany mamy skład (tego wcześniej bardzo mi brakowało!). Po raz kolejny Wibo zmienia się nie do poznania. Chociaż oko sroki to moja wada, to paletka zasłużyła na moją uwagę również ze względu na inne atuty. Podoba mi się trwałość makijażu - mogę poprawić go dopiero wieczorem, gdy przez dodanie mocniejszego koloru zmieniam go na wersję wieczorową. Jasne cienie nie mają mocnej pigmentacji, ale na pewno jet ona lepsza od tych, które znajdziemy w następnej paletce. Jak widać na swatchach - niektóre kolory są bardzo intensywne.

Trzeba więc aplikować je ostrożnie, ale blendowanie nie stanowi problemu. Zauważyłam jednak, że nie każdy pędzel służy mi dobrze przy tych cieniach - wybrałam dwie sztuki, które zapewniły mi komfort podczas tworzenia makijażu. Ogromną zaletą są nazwy cieni - łatwe do zapamiętania i pomocne dla osób tworzących tutoriale. Chociażby teraz, mogę wymienić Wam moje ulubione kolorki - Most Wanted, Milk Chocolate, Secret Eyes i Bitter Chocolate. Osypywanie występuje, ale tylko przy nabieraniu pigmentów na pędzel - wystarczy więc uderzyć nim delikatnie o bok paletki, by pozbyć się nadmiaru pyłku. Ta wersja posiada aż 15 cieni, a jej cena wynosi zaledwie około 23 zł - jest więc tańsza od wersji Go Nude, Pracuje mi się z nią dużo lepiej i chwilowo została zamiennikiem dla paletek Makeup Revolution i Kobo. Termin ważności wynosi 6 miesięcy, co dla jednych może być mankamentem, chociaż ja uważam to za plus - jednym słowem znajduje się tam mniej substancji konserwujących.

Skład: Talc - kontrowersyjny składnik, który w rzeczywistości z zagrożeniem zdrowia niewiele ma wspólnego - polecam przeczytać artukuł z poprzedniego roku, poparty publikacjami, Mica - często stosowana w kosmetykach mineralnych dodana do kosmetyków działa przeciwzbrylająco, Kaolic - substancja mineralna pochodzenia naturalnego, Silica - żel krzemionkowy, przeznaczony do cer tłustych i mieszanych, Mineral Oil - nie przenika przez naskórek, nie powoduje alergii, ale może zapychać skóre, 2-Ethylhexyl Palmitate - emolient tłusty, może być komedogenny, Polyisobutene Methylparaben - konserwant, dozwolony w określonym stężeniu, Propylparaben - paraben, BHA - zapewnia trwałość produktów, CI77891, CI77499, CI77007, CI77491 - mineralne filtry UV, naturalne pigmenty.

Cena: około 23 zł / Więcej o produkcie

Kuleczki Wibo - Star Glow - Nowość

Kuleczki Wibo - Star Glow - Nowość

Rozświetlające kuleczki Star Glow

Do wpisu wkradł się produkt, który już wcześniej pojawił się w asortymencie. Świetnie wpisuje się jednak w wiosenną kolekcję. Powyższe kuleczki to nic innego jak puder, który ma wykończyć nasz makijaż. A jakie zadania zostały mu przypisane? Otóż Wibo napisało na stronie, że.. rozświetli skórę w subtelny sposób i skoryguje niedoskonałości cery. Cały fenomen polega na 6 różnych odcieniach kuleczek, które zostały skomponowane tak, by tworzyć perfekcyjną całość. Mamy więc: zielone kulki - korygujące zaczerwienienia, białe - odbijające światło, różowe i liliowe - nadające świeżego blasku, złote – rozświetlające i brązowe – nadające makijażowi naturalnego efektu. Puder Star Glow to tańszy zamiennik meteorytów Guerlain.

Jeżeli są tutaj posiadacze innych produktów Wibo w wersji kuleczek - nie będzie zaskoczeniem, jak napisze, że nie ma tutaj problemów z osypywaniem czy bardzo intensywnym zapachem. Produkt jest również tak zabezpieczony, by nikt nie gmerał w nim paluszkami i nie testował przed zakupem - plastik trzeba więc wyjąć po odkręceniu wieczka, które swoją drogą... nie przypomina zakrętki kosmetyku z niższej półki cenowej. Ale jak właściwie używać takiego gagatka? Nie taki kuleczki straszne, jak je opisują!

Puder można bez problemu nałożyć na całą twarz, ale nie polecam tego sposobu osobom, które już i bez tego świecą się jak nowojorska choinka (takie mam skojarzenie zerkając właśnie w lusterko). Chociaż z drugiej strony - to własnie taki produkt, który pomógłby Koreankom w uzyskaniu efektu Chok Chok! Jest on o tyle delikatny, że może po niego sięgnąć zarówno amatorka, jak i profesjonalistka. Co prawda korygowanie zaczerwienień wydaje się być mitem, ale efekt rozświetlenia, blasku i naturalnego wyglądu gwarantowany. Wierzcie mi - to jeden z tych wydajnych kosmetyków, który pomimo codziennego użytkowania nie prędko pokaże denko.

Cena: około 16 zł / Więcej o produkcie

Paletka cieni Wibo nowość Go Nude Smoky Edition

Paletka cieni Wibo nowość Go Nude Smoky Edition

Paletka cieni Wibo nowość Go Nude Smoky Edition Makijaż

Cienie Smoky Edition - Paletka Go Nude

Oto paletka, która wzbudziła więcej kontrowersji, niż niejedna polityczna afera. Zabrzmiało od głosów zachwycenia i krytyki, nim ten niepozorny produkt pojawił się na drogeryjnych półkach. A wszystko za sprawą tego, jak wygląda.
Wiecie - podobno nie powinno oceniać się książki po okładce. Oto przed nami paleta 12 cieni do oczu, które mają posłużyć przy wykonaniu makijażu smoky eyes. Sama nazwa paletki sugeruje, że mamy do czynienia z kolorami dziennymi - nude. Nie każdy jednak zauważa dopisek Smoky Edition. Mamy więc przed sobą cienie, które najczęściej używamy w makijażu dziennym - idące w beże i brązy, ale również i te, które dopełnią makijaż i pozwolą stworzyć wieczorową wersję przydymionego oka. Znalazł się nawet fiolet, który polubią szczególnie zielonookie piękności. Matowych cieni znajdziemy niewiele - to właśnie one stanowią typowe nudziaki, które pomogą stworzyć całkiem zwyczajny, dzienny makijaż.

Metalowe opakowanie paletki przypomina kultową paletę Naked od Urban Decay. Inspiracja jest zauważalna i z tego powodu padło wiele słów krytyki. Oczywiście nie jest to wykonanie na miarę UD, ale za cenę przekraczającą nieco 30 zł, mamy naprawdę fajne, porządne opakowanie, które prezentuje się dobrze posród kosmetycznych zbiorów. Mankamentem jest lusterko, które zniekształca. Ale chyba nie dla niego kupujemy paletkę. Zestaw zawiera pędzelek z naturalnego włosia. Po raz pierwszy nie ma tutaj pacynki, która jest wpychana kobietom w ręce nawet w przypadku droższych kosmetyków. Fanką naturalnego włosia nie jestem. Mamy tutaj podwójny pędzelek - z jednej strony krótkie włosie służące do aplikacji, z drugiej klasyczny puchacz, chociaż z nieco zbyt bardzo zbitym włosiem. Dla wielu kobiet ten dodatek okaże się zbawienny, natomiast ja pozostaję przy moich ulubionych pędzlach do makijażu.

SWATCHE

Niektóre kolory naprawdę dobrze nakłada się opuszkami palców - przede wszystkim te błyszczące, które lubią zostawać w puszystym włosiu. Zdjęcie swatchy okazało się odrobinę feralne, co jest zarówno spowodowane rolującą się bazą (którą stanowi przypudrowany podkład Catrice Skin Tone), - widać to zresztą po najniższych swatchach, gdzie podkładu było najmniej a cienie wyglądają znacznie lepiej. Postanowiłam jednak nieco zaszaleć i w błyskawicznym czasie stworzyłam propozycję mocniejszego makijażu. Jak na zabawę trwającą 5 minut, nie trudno zauważyć, że kolorystyka paletki jest niesamowicie zgrana. Możemy tworzyć delikatne przejścia, bo aplikacja nie stwarza większych problemów. Czy jest problem z osypywaniem? Tak, ale tylko podczas nabierania na pędzelek - przypomina mi to paletki theBalm, które muszę czyścić po każdym użyciu. Ale co z pigmentacją? Trzeba pamiętać, że zależy ona również od nas - staram się zawsze używać jako bazę tych samych produktów. Ostatnio sięgam po korektor w jasnym odcieniu i transparenty puder. Przy takim fundamencie, cienie lepiej wtapiają się w powiekę i dłużej tam zostają. Na pigmentację jasnych wariantów mogę trochę ponarzekać - nie zachwyciła i stała się piętą Achillesową paletki. Wśród pozostałych gagatków nie zauważyłam tego problemu. Możemy stopniować ich intensywność poprzez dokładanie koloru - dlatego właśnie ta paletka może być świetnym wariantem przy nauce makijażu. Nie ma jednak problemu z uzyskaniem mocnego i wyrazistego smoky - blendowanie to czysta przyjemność. Według daty ważności, paletka powinna nam posłużyć przez rok, chociaż takie zasady można oczywiście odrobinkę nagiąć.

Cena: około 34 zł / Więcej o produkcie