Secret of Beauty - Gdy dane jest Ci poznać sekrety urody...

Przytulna kawiarenka w centrum Saskiej Kępy, niedaleko lokalu, gdzie przesiadywała niegdyś Agnieszka Osiecka. To dopiero miejscówka! U nas było jednak równie klimatycznie - drewniana, stara kasa fiskalna, która nawet jako drobny element wystroju, gromadziła przy sobie ciekawskich uczestników. Tace zastawione obfito muffinami i słodkim ciastami. Tak oto czas mijał nam czas przy akompaniamencie lemoniady, rozmów, papierosowego dymu i wykładów prowadzonych przez ludzi, którzy w dziedzinie (nie tylko) kosmetologi mają coś do powiedzenia. Zdradzę Wam tajemnicę... Tak właśnie było na Secret of Beauty.


Nie jestem duszą towarzystwa. Baa, w stresie gadam różne głupoty, dlatego też od ludzi często stronie. Kiedyś zrodził się jednak pomysł na powstanie bloga, bo po drugiej stronie lustra czuję się nie tylko pewnie, ale mogę w pełni rozwinąć skrzydła. Niestety na blogerskich spotkaniach nie wypatrzycie mnie zbyt często. Nie wspominając o MeetBeauty, gdzie w tłumie kosmetycznych maniaków, człowiek staje się anonimowy - nawet mimo plakietki na piersi. Ale, ale..  Nie o tym dzisiaj mowa.

Jest jeszcze jedno spotkanie, na którym pragnęłam być. Może stać gdzieś z boczku, ale być częścią tego fantastycznego wydarzenia. Secret od Beauty, to coś, czego warto być świadkiem. Majowa edycja! Organizatorem jest Michał, właściciel bloga Twoje Źródło Urody. Nasz blogerski rodzynek, który wie o pielęgnacji tak dużo, że większość blogów nie zgromadziła do tej pory takich zasobów wiedzy. To właśnie on rozpieścił Nas wspaniałymi wykładami, których wybór był nieprzypadkowy. Na SOB nie jest łatwo się dostać, ale łatwo się od niego uzależnić. A spotkania trwają nie od wczoraj. To była V edycja, a uczestnicy wciąż nienasyceni. Tylko tam można czerpać tak wiele ze źródełka wiedzy.

DATA: 14 maj 2016
MIEJSCE: Warszawa, Saska Kępa, Nana Cafe


Polskie Świece - Tak pachnie w polskim domu...

O kosmetykach można rozmawiać bardzo długo, ale nie tylko to tyczy się tematu piękna. Lubimy ładnie wyglądać, nosić zarówno wygodne, jak i eleganckie ciuchy, ale równie wiele uwagi poświęcamy na to, jak prezentuje się nasz dom. I jak pachnie! No przyznajcie sami - posprzątany dom dostarcza nam nie tylko wizualnej rozkoszy, ale jest także pewnego rodzaju aromaterapią. Podłoga pachnie cytrynami, firanki słodką lawendą a meble świerkowym konserwantem. A co jeżeli mamy możliwość zatrzymać ładne zapachy na dłużej? Może już znacie Polskie Świece, a może poznacie je właśnie teraz, dzięki mnie. O tym, że wygryzają nawet słynne Yanki, trochę się ostatnio mówi. Nie uwierzyłam, dopóki nie spróbowałam...

Sobotnie spotkanie zaczęło się rozluźniająco, bo pan Jacek z Polskich Świec raczył nie tylko opowieściami o tym, co w tych świeczkach jest takie atrakcyjne, że kupujemy je coraz częściej, ale rozbawiał i odganiał wszelkie objawy stresu. Jak tak teraz patrzę na mój dotychczasowy zbiór pachnących świeczek, to trochę mi głupio, że ugryzłam temat od złej strony. Postawiłam na kominek, który ani ładnie się nie prezentuje, ani poręcznością nie grzeszy. Posiadałam tylko jedną świecę w szkle, cudownie słodką, ale niestety nie tak uniwersalną, jakbym sobie tego życzyła i... Byłam święcie przekonana, że ładnie pachnący dom równa się niesamowicie wysokim wydatkom. A tu po prostu trzeba się odpowiednio rozejrzeć. Na nic porywanie się na kosztowne słoje, gdy mogą zaspokoić nas samplery czy (naprawdę!) pachnące tealighty. Ja wiem, że szminki uzależniają, peelingi jeszcze bardziej, ale z Warszawy wróciłam z nowym bzikiem - całą drogę wąchałam tealight o kuszącej nazwie - Pinacolada. I wiecie co? Chyba muszę się napić albo sprawić sobie taki pachnący słój... Nawet ze spotkania wyszłam z pachnącym kompletem - wdzięczna panu Jackowi!


Nasine - Z męskiego punktu widzenia

Kobiety dla kobiet, mężczyźni dla mężczyzn... Może gdyby tak tworzone były kosmetyki, to... Chwila, ale przecież kobiecie to naprawdę wszystko jedno, bo wymaga zawsze tak samo wiele. Ale co z mężczyznami?

Teraz zwrot do drogich Pań - powiedzcie mi proszę, ile drogocennego czasu zajęło Wam, by wyrwać z rąk mężczyzny popularne, drogeryjne mydło i wytłumaczyć, że są inne sposoby by umyć twarz? Moja wojna wciąż trwa, ale co się dziwić, że facet nie słucha, jak zagląda do mojej szafki, a tam produkt goni produkt. Ciężko mu wytłumaczyć, że potrzebuję żelu do mycia twarzy, pianki, oleju do demakijażu i jeszcze toniku. A moja buzia wciąż posiada pewne niedoskonałości. To czemu on nie może zostać przy swojej miłości do wody i mydła, skoro jego twarz nie wygląda źle?  Ale później użala się - a to na podrażnienia po goleniu, naczynka czy opuchliznę. Kiedy można inaczej...

Trzeba do tego drugiego faceta. Albo najlepiej dwóch. Trzech tez może być. Potrzeba takich, którzy zbuntowali się i postanowili sami o siebie zadbać. Ale tym razem z głową. Marka Nasine powstała dla mężczyzn od mężczyzn. Bo tylko oni wiedzieli czego naprawdę im trzeba. Oto świeżyzna na kosmetycznym rynku, powiew nadziei, że może nie trzeba będzie wiązać naszych facetów i siłą aplikować im produktów na twarz. Niech robią to sami i będą z tego dumni. 


Norel - O jonach srebra i wszystkim, co zaskakuje

Sama juz nie wiem, który punkt programu podobał mi się najbardziej. Jedno jest pewne - na ten czekałam najbardziej. O marce Norel pisałam już hen czasu wstecz. Były to jedne z pierwszych, blogowych recenzji, w które włożyłam naprawdę dużo serca (teraz wiem też, że przydałoby się popracować nad tamtymi zdjęciami). Wszystko dlatego, że ta oto niepozorna, polska marka, jest moim zdaniem wciąż niedoceniana. Ja to wiem nie od dziś, ale na sobotnim spotkaniu tylko się w tym utwierdziłam. Wystarczy spojrzeć na składniki, jakie znajdziemy w kosmetych Norel. Miałam już okazję poznać magię jonów srebra, ale teraz z chęcią przekonam się, co potrafią kolejne pordukty. Zapowiadają się niesamowicie! Moim największym, kosmetycznym odkryciem był tonik z kwasem migdałowym. To, co zrobił z plamkami po trądziku, było czymś, w co do teraz ciężko mi uwierzyć. Jako że nabawiłam się nowych przebarwień, niebawem do niego wrócę. O kwasach tez nasłuchałam się w sobotę niemało. Dlaczego warto stosować je w domowym zaciszu i które z nich są pełni bezpieczne? W przypadku tego rodzaju produktów, do głowy przychodzi mi  tylko jeden cytat - czasami najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.




Dermo Future i... włosy, włosy, włosy

Jeden z końcowych etapów spotkania poprowadził... sam Michał. Wiecie, różne są wypadki losowe, a że nasz bloger o marce trochę wie, dlatego w skrócie opowiedział to i owo w temacie troski o włosy. Stałym czytelniczkom bloga nie muszą przedstawiać Dermo Future. Lubię ich gadżety i te niepozorne, małe buteleczki z serum. Teraz nawet maltretuję płyn micelarny. Jednak o włosach w duecie z tą marka nie wiem nic. No, może poza tym, że kusili świątecznym zestawem przeznaczonym stricte dla mężczyzn. Tymczasem mogą pochwalić się także ciekawym trio dla kobiet. Nie zdradzam więcej, bo na razie produkty czekają w kolejce. Ale cóż, w swoim czasie wezmę włos pod lupę...

Podopharm - Gdzie szukać ulgi?

Było też i kolejne miłe zaskoczenie. O tej marce nie chcę się rozpisywać, bo... mam w planach coś szczególnego. A zasłużyła, naprawdę zasłużyła na kilka słów więcej, bo nie wiąże się tylko z kosmetykami i tymi wszystkimi bzdetami, które tak bardzo kochamy. Jej twórczyni, to wspaniała kobieta. Firma młodziutka, na rynku ledwo od 2014 roku, a mająca na koncie niesamowite sukcesy. Najważniejszy jest jednak cel - uświadamianie ludzi w zakresie problematyki związanej z chorobami stóp. 

Złote Jabłka - And the winner is...

No jasne, że nagrody powędrowały do najlepszych blogerów! Ale, ale... O co dokładnie chodzi? Już jakiś czas temu dziękowałam Wam za nominacje do Złotego Jabłka. To taki świeżutki, nowiutki ranking dla blogerów ze sfery urodowej. W moim mniemaniu - niezwykle prestiżowy. Takie Oscary w wersji nieco skromniejszej, ale równie bardzo znaczącej w blogowym światku. Ktokolwiek wtedy mnie zgłosił do rankingu, niechże się ujawni, bo jakoś tak mało jest WAS, komentujących, a tak wspaniale mnie doceniacie. Po wyświetleniach też Was widzę, tylko chyba jesteście równie nieśmiałi co ja.


Doskonale wiedziałam, że nominacja to szczyt, jaki mogłam osiągnąć, ale wspaniały zestaw kategorii i pojawienie się w nich moich ulubionych blogów, wprawił mnie w taką ekstazę, że wyczekiwałam wyników jak na szpilkach. W końcu był tam Michał z TŹU, Arscenic, Angel, Idalia i 1001 Pasji. Gdzieś tam byłam i ja, chociaż wciąż nie wiem jakim cudem. No i dokonało się. Przyznam się teraz, że sama nie zagłosowałam na nikogo, bo chyba oddałabym jeden głos - i to w mojej kategorii. Dodatkowo na bloga, który rzeczywiście wygrał. Life in Colour poznałam dopiero podczas ogłoszenia nominacji, ale nie trudno było zauważyć, że właśnie do takiego poziomu chciałabym dążyć. Może jeszcze na vlogera oddałabym głos, bo Ewka z kanału RedLipstickMonster sprawiła, że mój blog istnieje. A pozostałe kategorie? Miałabym strzelać w ciemno? Znalazło się tam zbyt wielu guru w dziedzinie blogowania. Na szczęście każdy z nich został odpowiednio doceniony. A jak?




Podsumowanie - Weszłam sama, a wyszłam jak za dwoje...

I wcale nie z przejedzenia. Jeżeli są tutaj fani Pottera, zarówno książkowej, jak i filmowej wersji, na pewno dobrze znają cytat Dudleya, dotyczący stosu urodzinowych prezentów -Trzydzieści siedem? Przecież w tamtym roku było trzydzieści osiem!
Niekiedy właśnie w taki sposób wyobrażam sobie blogerki uczestniczące w spotkaniach. Ważne, by zgadzała się ilość prezentów. Dlatego z ulgą odetchnęłam, kiedy Michał zakomunikował Nam, że prezenty będą, ale bez zbytniej przesady. Nie oto przecież chodzi w tego rodzaju spotkaniach. Dodatkowo nikt nam tych prezentów nie będzie w łapki wpychał.

I tak było więcej, niż się tego spodziewałam. Wszystko zaplanowane było z głową - bo i nawet coś dla włosów się znalazło, adekwatnie do tematu zaproponowanego przez DermoFuture. O stopy i ciało zadbała marka Podopharm, kiedy Norel nie zapomniał o okolicach oczu, kremie pod makijaż i czymś do tonizowania skóry. Nawet Sylveco zaskoczyło uczestników peelingiem do buźki. Dłonie nie zostały pominięte przez MELLI Care - akurat w mojej paczce znalazł się cytrynowy krem i ogromna cytrynka z różową wstążeczką, nawiązująca do zapachu produktu. Trafiłam nieco feralnie, bo zapas takich produktów mam przynajmniej na rok. Cytrynkę wykorzystam z chęcią, a kremem obdaruję kogoś szczególnego. Ta osoba najlepiej oceni, czy wystarczająco zatroszczy się on o jej łapki. Ja przestanę za to słyszeć notorycznie pytania - Masz coś do rąk?

Najwspanialsza towarzyska, niezwykły pieszczoch i jedna z uczestniczek Secret of Beauty. Oto Marysia!

Kalorycznie, ale smacznie! Domowej roboty babeczki!
Dwa koty na wystawie księgarni, książki, koty, maine coony
Warszawa zaskakuje mnie za każdym razem
Dobrze jest uciec czasami w inną część Polski. Byle do miejsc godnych zobaczenia i ludzi wartych poznania. Secret of Beauty to nie tylko okazja by przywieźć ze sobą głowę pełną wiedzy. To taki dzień, na który czeka się miesiącami, a jak już minie, to późnym wieczorem usypia się z niezwykłą lekkością. Dla takich chwil warto prowadzić bloga, w takich chwilach po prostu wie się, że to, na co poświęca się tyle czasu, wcale nie jest bezwartościowe. Dlatego chciałabym podziękować Michałowi, że czuwał nie tylko nad samą imprezą, ale nad nami. Taka dobra duszyczka, która prowadzi Nas przez mgłę. 

A oto wszystkie marki wspierające SOB, razem, w jednym miejscy. Drużyna!