Pierwszy raz, pierwsze kosmetyki mineralne

Mówią o nich wszyscy. Nastolatki, co to dopiero zaczynają poznawać kosmetyczny świat, wizażystki, którym po drodze z każdą makijażową nowością i zwykłe śmiertelniczki, które w każdym wieku pragną dać skórze coś więcej, niż tylko nieskazitelny wygląd. Kosmetyki mineralne. Niby każdy o nich słyszał, ale nie każdy ich próbował. Może dlatego, że tak bardzo różnią się od produktów, które znajdziemy w drogeriach. Albo przez cenę, która nie dla każdego wydaje się być przystępna. A może to po prostu strach przed nieznanym? Jedno jest pewne - czas poświęcić im kilka wpisów.


Lily Lolo - Korektor mineralny

Zanim pierwszy raz go użyłam, wyczytałam, że ma właściwości lecznicze. Naprawdę? Czy produkt maskujący niedoskonałości może jednocześnie je leczyć? Nie wierzyłam, póki nie sprawdziłam. Ale to nie tak, że niespodzianki znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dzieje się natomiast coś zupełnie innego - zaczerwienienia stają się mniej widoczne, a drobne wypryski szybciej się goją. W porównaniu z drogeryjnymi korektorami, to wielka różnica. Te płynne produkty często pogarszały stan mojej cery albo wysuszały krostki tak bardzo, że zamiast stać się niewidoczne, odznaczały się dwukrotnie bardziej. Krycie korektora możemy stopniować - d lekkiego, po naocne. Udało mi się nawet wykonać piękne, wyraźne konturowanie, gdzie trójkąt pod oczami był właśnie zasługą mineralnego korektora. 
Bałam się niezmiernie, że będzie zbierał się w załamaniach drobnych zmarszczek mimicznych, szczególnie tych pod oczami. Był to jednak strach irracjonalny, bo efekt nie różnił się niczym od tego, jaki uzyskiwałam przy pomocy kremowych korektorów. Jeżeli mamy jednak bardzo widoczne sińce pod oczami, możemy najpierw sięgnąć po płynny korektor, by później wzmocnić efekt produktem mineralnym. 

Kolor: Barley Beige

Oto kolorek, który jest stworzony do rozświetlenia okolic pod oczami. Jasny, chociaż nie najjaśniejszy, bo Lily Lolo posiada w ofercie także odcień Blondie Cover Up. Mimo wszystko to jednak przyjaciel jasnych cer, dlatego Polki mogą odetchnąć z ulgą - bez problemu znajdą tutaj coś dla siebie. Najlepiej współgra z trzema podkładami - Blondie, Warm Peach i Candy Cane. Oczywiście nie zawiera drażniących substancji chemicznych, parabenów, tlenochlorku bizmutu, talku, sztucznych barwników  czy konserwantów. Jest niezwykle jedwabisty i lekki, a mimo wszystko ładnie kryje. Czas zajrzeć do składu, bo to coś, czym marka może się chwalić na prawo i lewo. W końcu jest zdrowo i naturalnie.
Skład: KAOLIN, ZINC OXIDE [+/- CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), CI 77492 (IRON OXIDE), CI 77491 (IRON OXIDE), CI 77499 (IRON OXIDE)].

Cena: 51, 20 za 5g w 20ml słoiczku z sitkiem / LINK DO PRODUKTU


Lily Lolo - Podkład mineralny

Od tej pory wszystko co sypkie wydaje mi się bardziej przyjazne. Podkład, który nie ma płynnej konsystencji? Czemu nie! Ale czy po jego nałożeniu, nie będę wyglądać jak świąteczna babka? - Właśnie taka była moja pierwsza myśl. Skoro jednak minerały zbierają tak dużo pochlebnych opinii, dlaczego więc nie zweryfikować tych wszystkich komplementów w stronę darów natury? Na wstępie należy zaznaczyć, że podkład ma tylko wyrównać koloryt cery. Sama czasami sięgałam po mocno kryjące podkłady, ale z umiarem, bo lepiej nałożyć coś lekkiego i dodać do tego mocno kryjący korektor. Tak samo jest z minerałami. Chociaż możemy stopniować krycie każdego produktu, to im mniej go nałożymy, tym ładniejszy efekt uzyskamy. A może być on bardzo, bardzo naturalny. Gdy moja cera jest mniej kapryśna, odrobina podkładu mineralnego sprawia, że skóra wygląda na gładką, lekko rozświetloną i... bez makijażu. Dosłownie. Tak dobrego efektu nie uzyskałam do tej pory żadnym innym produktem. Dodatkowo zawiera naturalny filtr o wartości SPF 15. Na nasze warunki to w sam raz, chociaż oczywiście warto też postawić na kremy z filtrem - ochrony nigdy za wiele. Według opisu, podkłady mineralne Lily Lolo odbijają światło - coś w tym musi być, bo skóra wygląda na rozświetloną, ale nie ma mowy o błyszczeniu. Swoją drogą, moja miejscami bardzo tłusta cera była zadowolona nawet wtedy, gdy nie sięgałam po puder. Do tego naprawdę oddychała. To się nazywa moc minerałów!


Kolor: Warm Peach

Oto kolorek, który przyprawił mnie o chwilowy zawrót głowy. Gdy pierwszy raz odkręciłam wieczko mojego podkładu, na chwilę odebrało mi mowę. Byłam pewna, że ta oto pomarańcz nijak ma się do mojej bladej cery. Wzięłam jednaj głęboki oddech a w dłoń pędzelek Kabuki i już chwilę później odetchnęłam z ulgą. Nie taki on straszny, na jakiego wygląda.  Miałam już okazję sprawdzić, jak próbka wersji Blondi wygląda na mojej twarzy - to raczej zimowy odcień, a nam coraz bliżej lata. Warm Peach to kolor, który zachowuje się jak kameleon. Idealnie stapia się ze skorą i dodaje jej blasku. Swoją drogą, wybór odpowiedniego tonu to nie taka prosta sprawa! Na Warm Peach zdecydowałam się dzięki wpisowi na blogu Agu. Gdyby nie to, że używam wielu tych samych odcieni podkładów co Agata, pewnie spędziłabym jeszcze długie godziny nad podjęciem ostatecznej decyzji.
Skład: MICA, ZINC OXIDE [+/- CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), CI 77492 (IRON OXIDE), CI 77491 (IRON OXIDE), CI 77499 (IRON OXIDE)].

Cena: 81,90 zł / za 10g w 40ml słoiczku z sitkiem / LINK DO PRODUKTU


Lily Lolo - Puder matujący

Oto produkt niezbędny przy płynnych podkładach, będący dopełnieniem także dla minerałów. Tego gagatka używam nieco dłużej niż powyższych produktów. Moja cera obrała w ostatnich miesiącach nieco inny kierunek - z mieszanej w stronę tłustej. Matowe wykończenie jest więc podstawą. Szczególnie moje policzki lubią błyszczeć się już po godzinie. Przy drogeryjnych podkładach wersja Flawless Matte była niezbędna, ale czy przy minerałach także?

Zacznijmy od opakowania, bo przecież... praktycznie nie różni się od innych pojemniczków produktów Lily Lolo. Jest tego samego rozmiaru co wersja z podkładem, a wszystkie szczegółowe informacje znajdziemy pod spodem. Minimalizm. I to taki z pełną klasą. Matowe wieczkom na którym widnieje logo i mleczny pojemniczek. Aż chce się dbać o takie kosmetyki, bo wyglądają niezwykle luksusowo.
Prosty skład to podstawa sukcesu tego kosmetyku. Czasami, gdy zaglądam do etykietki drogeryjnej kolorówki, mam ochotę złapać się za głowę. Jest tam tego tyle, że gubię się gdzieś w trzeciej linijce. Czy nie można więc prościej? A można, bo Lily Lolo dało temu dowód. Dwa składniki. Nic więcej. Tyle potrzeba do uzyskania matowego efektu na buzi. Wszystko dzięki glince, której wspaniałe właściwości poznało już wiele kobiet. Biała glinka jest najdelikatniejsza i zwiera wiele mikroelementów. a polecana jest właśnie posiadaczką cery tłustej, gdyż wchłania sebum i powoduje ściągnięcie porów.


Efekt mocnego matu utrzymuje się u mnie przez około 2-3 godziny. Później skóra wygląda naturalnie. Tak jest w przypadku łącznia pudru z podkładami drogeryjnymi, bo jeżeli chodzi o same minerały, wtedy efekt utrzymuje się bardzo, bardzo długo. Wtedy nawet nie myślę o tym, by wrzucić go do kosmetyczki. W razie czego mam po prostu bibułki matujące.
Biały kolor gwarantuje transparentność. To mój ulubiony rodzaj pudrów. Bardzo często miewałam problem z dobraniem odpowiedniego odcienia - a to za ciemny, a to zbyt żółty. Gdy postawiłam na transparentne produkty, miałam jeden problem z głowy. Takie pudry nie naruszają w żaden sposób makijażu, a trzymają go w ryzach.
Idealna baza pod cienie to taka, która przedłuży trwałość produktów. Właśnie ten produkt może ją zastąpić. Najpierw wystarczy wyrównać koloryt powieki korektorem a następnie przypudrować go wersją Flawless Matte. Niezwykle wydajny produkt, który posłużył mi znacznie dłużej niż podkład i korektor. Więcej pudru nakładam tylko w strefie T, a pozsotałą część twarzy jedynie delikarnie omiatam pędzlem.
Skład: KAOLIN, MICA

Cena: 81, 90 zł za pojemniczek zawierający 7 gram produktu / LINK DO PRODUKTU

Lily Lolo - Cień do powiek

Niby cień do powiek, a jednak korektor. Właśnie takie zastosowania ma w moim makijażu. Jako że okolice pod oczami lubię mieć ładnie rozjaśnione, to drobne niedoskonałości najlepiej przykryć produktem mocno zbliżonym kolorem do podkładu. Proszę bardzo - cień do powiek Cream Soda okazuje się być dopełnieniem podkładu Warm Peach. ma satynową konsystencję i może stanowić bazę pod inne cienie. Ma bardzo mocne krycie. Taki kolorek może również maskować cienie pod oczami, chociaż ja mam na to nieco inne tricki.


Kolor: Creme Soda

Jego odcień określany jest jako kremowo-waniliowy . Mnie przypomina bardziej bananowy, chociaż tuż po aplikacji staje się naprawdę delikatny. Przydatny do wyrównania kolorytu powieki, Chociaż ja zdecydowanie bardziej gustuję w jeszcze jaśniejszych cieniach.

Skład: MICA [+/- CI 77007 (ULTRAMARINES), CI 77491 (IRON OXIDE), CI 77492 (IRON OXIDE), CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE)]
Cena: 36,90 zł za 2g w 10ml słoiczku z sitkiem / LINK DO PRODUKTU

Swatche podkładu, korektora, pudru i cienia do powiek

Żeby lepiej zobrazować, jak właściwe różnią się kolory produktów z tym, co widzimy w pojemniczku a tuż po nałożeniu na skórę, zestawiłam je sobą na jednym zdjęciu. Nie są to cieniutkie warstwy, ale świetna prezentacja tego,  jak mocne może być krycie. Wystarczy najechać kursorem na zdjęcie, by pojawiły się oznaczenia. Przed nałożeniem nawilżyłam skórę (wystarcz odrobina kremu).



Lily Lolo - Pędzelek Kabuki

Ale czym tak właściwie nakładać minerały na twarz? W gruncie rzeczy to temat rzeka, bo na te produkty znajdzie się naprawdę wiele tricków, dzięki którym możemy sięgać po bardzo różne narzędzia. Tymczasem, najlepszym pędzlem będzie po prostu wersja kabuki. W ofercie Lily Lolo mamy do wyboru dwa modele - Super Kabuki i nieco mniejszy, ale niemniej uroczy - Baby Kabuki! Posiadam wersję pierwszą, gdyż najlepiej sprawdzi się przy nakładaniu podkładu. A że to moje początki w nauce poprawnego obsługiwania minerałów, potrzebne mi były jak najlepsze narzędzia. Nie takie to było straszne, jak sobie wyobrażałam. Cena wysoka, chociaż nieprzypadkowa. Włosie jest naprawdę najlepszego gatunku, syntetyczne, a co za tym idzie - nieuczulające. Wysokość pędzla to 7cm, a samego włosia 4cm. Wydaje się naprawdę niewielki, ale mięciutkie włosie jest bardzo rozłożyste i elastyczne, przez co potrzeba naprawdę niewielu ruchów, by zaaplikować cienką warstwę podkładu.

Pranie to sama przyjemność! Nastała nowa przyjaźń, między mydełkiem Yope a pędzelkiem Super Kabuki. Duet idealny! Jako że włosie lubi odrobinę leżakować przy schnięciu, polecam prać pędzel wieczorem, by rano gotowy był do działania. Przy każdym kolejnym praniu nie czuć żadnej różnicy w pogorszeniu jakości włosia - wciąż jest miękkie, elastyczne i... nie pożerające podkładu. Pędzle, które aktualnie posiadam, to naprawdę perełki, ale kiedyś miewałam i takie egzemplarze, które niczym wygłodniałe bestie zjadały większość nabranego produktu. Tutaj jest idealnie. Przed każdą aplikacją warto także nieco strzepnąć nadmiar produktu. A aplikować możemy zarówno podkład, korektor jak i puder. Okrężne ruchy to podstawa!

Cena: 91,90 zł / LINK DO PRODUKTU


Dlaczego wybrałam minerały i Lily Lolo?

Odpowiedź jest prosta - bo cera. Mimo, że dwudziestka na karku nie od wczoraj, to moja cera buntuje się jak nastolatka w gimnazjum. Chociaż z drugiej strony, patrząc na to, jak traktowałam ją w czasach gimnazjalnych, mogę tylko się cieszyć, że wygląda tak a nie inaczej. Wiecie, brak kremów, filtry od święta, gdy mama goniła mnie z buteleczką emulsji po plaży oraz zapychanie cery najgorszymi podkładami i korektorami, byle tylko ukryć nowe niespodzianki. W liceum wcale nie było lepiej. Słuchając wiele negatywnych komentarzy o mojej cerze, próbowałam ukryć ją jeszcze bardziej. Wtedy nie czytałam blogów, nie szukałam pomocy u starszych koleżanek. Po prostu stosowała metodę prób i błędów - gdzie królowało to drugie. Nastała jednak w moim życiu era fascynacji makijażem, ale niekoniecznie tym tuszującym wady, tylko podkreślającym atuty. Wiem, że przy rozmowie twarzą w twarz, nie sprawię, że głębokie blizny znikną a trądzik stanie się niewidzialny. Mogę natomiast podkreślić tęczówkę odpowiednim cieniem lub mocniej zarysować kontur łódeczkowatych ust. To sprawia, że zamiast pytania o problemy ze skórą, usłyszę miły komplement dotyczące innych aspektów. Kosmetyki mineralne to wspaniały dar od natury - jeżeli oczywiście wiemy jak ich używać.

Marka Lily Lolo znana jest mi nie od dziś. Wiele o niej czytałam, ale zawsze miałam pewną obawę, że nie poradzę sobie z wyborem odpowiedniego koloru, a nawet samego kosmetyku! Kto pyta, nie błądzi, dlatego śmiało piszcie, pytajcie i czytajcie wszelkie wpisy, które nawet w małym stopniu pomogą Wam w podjęciu decyzji. Zawsze możecie zwrócić się wprost do Lily Lolo! Istnieje także możliwość zakupu próbek, a to też spore ułatwienie. Wiele pozytywnych opinii, z którymi spotkałam się do tej pory, to mocny bodziec, by zacząć prawdziwą przygodę z minerałami najwyższych lotów. Oto także kosmetyki, które pokochają wegetarianie i weganie. Nawet włosie pędzelka jest syntetyczne, by żaden zwierzak nie był narażony na złe traktowanie. Bo wiecie, im w bardziej w zgodzie z naturą, tym lepiej. 


Co będzie dalej?

Oto najbardziej zwięzłe wprowadzenie do tematu, jakie udało mi się stworzyć. Naprawdę, obiecywałam sobie, że będzie krótko, rzeczowo i na temat. Było ciężko, ale już teraz widzę, że wiele kwestii wymaga doprecyzowania. Jak prezentuje się makijaż wykonany tylko produktami mineralnymi? Jakie błędy popełniłam podczas nauki aplikowania? Czy kosmetyki mineralne są właściwie wydajne? Te kwestie poruszę w następnych wpisach, bo to, jak minerały zmieniły moje podejście do makijażu, jest sprawą wartą omówienia. Mam jednak wrażenie, że często są niesprawiedliwie pomijane, omijane i zapominane. Błąd! Tak nie powinno być! Ale już niedługo napiszę Wam dlaczego...

Co sądzicie o kosmetykach mineralnych? Czy mieliście już z nimi styczność?