Jesienne umilacze - Tangle Angel, Sotho, Why Now, Nailed it i... książki

Nie będę Wam wciskać kitu o urokach jesieni, nie tym razem. Ja ją uwielbiam, ale wiecie, jestem przykładem masochistycznych pobudek i podejrzewam, że nie każdy ma takie zdziwaczałe upodobania jak ja. Gwaratnuję że w najbliższym czasie komuś z Was nie przyjedzie autobus, kto inny się przeziębi a przesiąknięte deszczem ubrania zaczną być jakimś dziwnym rytuałem. Jesień proszę Państwa, jesień! Latem tego nie robiłam, wiosną tym bardziej - no to chociaż teraz pokusze się o stworzenie listy rzeczy, które mam, które mnie cieszą, a które mogą poprawić humor również i Wam. Oto pierwsza, autorska lista jesiennych umilaczy!

Biżuteria, Sotho, Must have, najlepsza biżuteria, jesień, autumn vibes

Sotho 

Naszyjnik w kształcie aparatu

Minimalizm w moim życiu to nie tylko użeranie się z jednym facetem od pięciu lat - chociaż i to jest już niemałym wyzwaniem. Ale mówiąc tak całkiem szczerze i bez śmieszkowania, od ponad roku w moim życiu zmieniło się naprawdę wiele. Kroczek po kroczku, zaczęłam doceniać to, co już mam i jeszcze bardziej cieszyć się z nowych rzeczy, które czy tego chcę czy nie, są zarówno częscią mojej codzienności, jak i wpisują się w historię mojego życia. Dlatego z większą rozwagą dobieram nawet te najdrobniejsze elementy. Pozbyłam się tego, co tylko zalegało nie tylko w mojej pamięci, a ilość otaczających przedmiotów ograniczyłam do takiej, by nie spędzala mi snu z powiek.

W swoim czasie przyszła pora także na biżuterię. Nie noszę jej zbyt wiele, przyznaję. Kolekcję uszczuplilam więc do 1/3 posiadanych wcześniej drobiazgów. Kilka par kolczyków krótkich, kilka długich. Drobne pierścionki pasujące do ulubionych sukinek i jeden szczególny, który nieustannie mam na palcu. Pięć zegarków, które niebawm skończą swój żywot i zasłużenie przejdą na emeryturę oraz drobne wisiorki, które zakładam od czasu do czasu. Wszystko zamknięte w jednej szkatułce, która wciąż posiada wiele wolnych przegródek. Czegoś tam jednak brakowało, a o tym co to było, dowiedziałam podczas niewinnego pytania na Instagramie - gdzie kupujecie ulubioną biżuterię?

Tak poznałam Sotho, sklep z minimalistyczną biżuterią (ale nie tylko). Niedługo to trwało, nim znalazlam naszyjnik idealny - w kolorze złota, z drobną, logowaną zawieszką i... miniaturką aparatu fotograficznego. Czy mógłby powstać wzór bardziej idealny od tego? Bardziej opisujący moje zamiłowanie do ciągłego pstrykania zdjęć? Chyba nie.

Sama ozdoba jest niewielka, bo ma zledwie 8x10mm. Nie oznacza to jednak, że niknie i staje się niewidoczna. Do tego maleństwa dobrałam krótki łańcuszek, by jeszcze bardziej uwydatnić ten drobny akcent. Wcale nie potrzeba tutaj mocno wydekoltowanej bluzki, wystarczy drobne, kobiece wcięcie. To nie jest rodzaj bardzo eleganckiej biżuterii - ładnie wygląda nawet z prostym topem, bokserką, czy sportową sukienką.

A kształtów jest właściwie bez liku. Bardziej klasyczne, tematyczne - no i w różnych kolorach. Do mnie najbardziej przemawia różowe złoto i to standardowe. Na oku mam jeszcze bransoletkę do kompletu i pewien wisiorek. Tylko tyle i aż tyle. Chyba, że postanowię znów zrobić małe porządki i pozostanie jeszcze więcej ról do obsadzenia. Bo właściwie bransoletek to mam niewiele...
Więcej na: Sotho.pl

Blog Recenzja, TA, TT, Tangle Teezer

Tangle Angel PRO

Nowy model szczotki

Bo żadna pora roku nie zwalnia z czesania włosów. Baaaa, spróbujcie przetrwać jesienny wiatr bez ciągłego układania fryzury. Jeżeli słyszeliście historyjkę o krasnoludkach, które w Waszej kieszeni wiążą supełki ze słuchawek, to tutaj działają jeszcze jakieś inne nadprzyrodzone moce. Po kilku godzinach na dworze ani myślę brać się za rozplątywanie włosów. Kolejnym zbawieniem miała być dla mnie nowa szczotka Tangle Angel Pro. 

Ale nie tak do końca. To trochę skomplikowane, dlatego już tłumaczę! Anielskiej szczotki używam ponad półtora roku. Niedługo będzie to ''tu jers'' czesania włosów gadżetem o boskim kształcie. W tym czasie nie wymieniałam jej na nowszy model a kultowy Tangle Teezer zrobił sobie wolne -  tak naprawdę trafił na niezasłużoną emeryturę. Szczotka TA spisyswała się i spisuje bezbłędnie, ale chętna byłam sprawdzić nowy model, który właśnie pojawił się na rynku. 

Tangle Angel PO pojawił się w wersji Rose Gold (tak, tutaj przepadłam!) oraz Titanium. O tej nowości mogłabym napisać parę akapitów - z czego jest wykonana, jak bardzo ten materiał jest trwały i co jest w nim wyjątkowego. Zostawię to jednak na oddzielny wpis. Dzisiaj chciałam tylko napisać... że ten model jest istnym zbawieniem przy rozczesywaniu mokrych włosów! Nie wierzyłam, gdy Justyna z Hushaaabye zapewniała mnie, że poznam magię tej szczotki dopiero po umyciu włosów. Przy suchych wolę zdecydowanie poprzedniczkę - jest delikatniejsza, odrobinkę mniejsza i ''nie drapie'' tak po głowie. Z mokrymi kosmtykami też radziła sobie bardzo dobrze, ale tutaj zyskała godnego zastępcę. No a nie ukrywajmy - jesienią nie raz wrócicie do domu przemoknięci niczym bezdomny kundelek. 

Recenzja Blog

Nailed it

Sweterkowe pazurki

Przygotowań do jesieni nie zaczęłam właściwie od wymiany garderoby, ale i tak bez swetrerków nie mogło się obyć. Tyle że tych na pazurkach. W nastepnym wpisie zaproszę Was do wyjątkowego miejsca - w samym centum częstochowskich alei, gdzie grupa wspaniałych dziewczyn czyni cuda z kobiecymi dłońmi. Podczas ostatniej wizyty zażyczyłam sobie hybrydy w kolorze nude, ale z jakże jesiennym zdobieniem na serdecznych palcach. Gruba fakturka w jednolitym kolorze przypominająca wypukłości na wełnianym sweterku. Yey, tego mi było trzeba. 

Hybrydy wybrałam nie bez powodu. Ostatnia przygoda z żelami pozwoliła mi... cieszyć się wreszcie własnymi, długimi paznokciami. Kilka warsw lakieru hybrydowego utwardziło płytkę, a ja bez problemu będę mogła zdjąć kolor, kiedy tylko uznam, że odrost jest już wystraczający. Do żeli planuję jednak wrócić na święta, pewnie w połączeniu z krwistą czerwienią i jakimś złotym zdobieniem. Mój talent w malowaniu paznokci kończy się gdzieś na dwóch warstwach lewej ręki, dlatego gdy nie mam zbyt wiele czasu i chęci, jest mi znacznie łatwiej oddać się w ręce specjalistek. Jakich?

Nailed it to salon manicure i pedicure znajdujący się w Częstochowie, a dokładnie w II al. Najświętszej Maryi Panny 33 (w bramie, po stronie prawej). Poznałam już trzy przemiłe dziewczyny, a dwie z nich wyczarowały na moich paznokciach cuda. Dzisiaj jednak nie zdradzam więcej, bo mam dla Was na ten temat cały wpis z relacją, zdjęciami i efektami po wyjściu z gabinetu. Dodam tylko, że w jednym  i tym samym lokalu urzęduje także Ekaterina Kozloa, której bloga pewnie znacie! Ona tymczasem odpowiada za stylizację brwi, o której zresztą też opowiem za jakiś czas. Więcej informacji o Nailed it! znajdziecie na ich fanpage'u, chociaż osobiście polecam śledzić również ich profil na Instagramie! Tak samo Lash and Brow Laboratory.

Najlepszy planner dla bloggera - Recenja - Opinia

Why Now

Planner idealny dla blogera

Jeszcze się poznajemy i próbujemy życia ze sobą. Mój pierwszy, profesjonalny i jedyny w swoim rodzaju... planner. Tak! Ja, kobieta niezorganizowana, zagubiona w codziennych obowiązkach, ciapa, fajtłapa i największa zapominalska w rodzinie - teraz stawiająca pierwsze kroki w planowaniu blogerskiej przygody.  Bo to właściwie nie jest tak, że ja nie chcę pamiętać - chcę, chcę, tylko większość informacji jakby ucieka mi drugim uchem. Ileż to już ciekawych pomysłów na wpisy uleciało gdzieś w przestworza. No tak dalej być nie mogło...

Zaczęłam więc notować, planować, zapisywać, zakreślać, wykreślać... i to wszystko z Why Now. Samochwała w kącie ponoć stała, ale ja się przyznam - mój egzemplarz wygrałam i to była jedna z tych chwil, która cieszy mnie po dzień dzisiejszy. A kciuki trzymałam mocno, bo tak coś czułam, że ten niepozorny zeszycik na spiralce może jescze bardzo namieszać w moim życiu. Od tej pory wszelkie blogowe sprawy kryją się na tych grubych kartach. Wszystko posegregowane, idealnie rozpisane. Coś czuję, że jak kolejny miesiąc będzie nam się tak dobrze współpracować, to znajdę kolejny pomysł na wpis - z plannerem w roli głównej.

A tak w skrócie pisząc, to mamy tutaj wszystko, czego blogerksa dusza zapragnie. Każdy wpis możemy rozłożyć na części pierwsze, zaplanować co dokupić, gdzie udostępnić i do jakiej kategorii podpiąć. Są też strony odpowiedzialne za przychody (i rozchody), sekcja na planowanie konkursów, prowadzenie statystyk z social mediów, wishlisty i wiele, wiele więcej. Jeszcze się skończy tak, że planów będę mieć więcej niż wpisów...

Więcej na: Why Now

.... i książki.

Tej sekwencji nie może tutaj zabrarknąć. Z pełną dumą stwierdzam, że jesień należy do książek. Wszelkakich! Powiedzieć by się chciało, że najlepiej sięgać po te kucharskie, ale ta z tematyki jedzenia znalazła się tylko jedna. Przeogromnie miło mi napisać, że już w następnym tygodniu rozpoczną się  Targi Książki w Krakowie. Będę tam i ja, ale tylko przez jeden dzień. Zaczęłam tworzyć już spis perełek, które mam zamiar upolować, a Wam podsuwam trzy tytuły, którym warto się przyjrzeć.

Recenzja Opinia Zdjęcia Autumn Vibes

''Jest życie po końcu świata''

JOANNA KOS-KRAUZE i ALEKSANDRA PAWLICKA - "Fochy też tworzą związek, pod warunkiem że dwoje ludzi znajduje w sobie więcej styczności niż różnic". - Powyższy cytat jest tylko jednym z wielu, które pojawiają się w rozmowie dwóch dojrzałych kobiet. Z jednej strony wygląda to na luźną pogawędkę, w jakiejś stylowej, krakowskiej kawiarni. Po chwili zdajemy sobie jednak sprawę, że poruszana tematyka przytłacza i ciąży nam na sercu, a kolejne pytania, odpowiedzi i opisy na stałe wpisują się w naszą pamięć. Jeżeli macie w sobie tyle siły, by sięgnąć po nadmienioną pozycję po nadmienioną pozycję, to proszę, nie krępujcie się. Zrezygnujcie jednak, jeżeli zbyt ciężki jest dla Was temat ludobójstwa, problemów trzeciego świata a to wszystko zostało okraszone smutną historią kobiety, która utraciła miłość swojego życia.

Joanna Kos-Krauze straciła męża, a polska kinematografia wspaniałego twórcę. To nie jest tylko książka o ich ostatnim, wspólnym filmie. Temat ten jest tylko tłem do tego, by pokazać niezwykłe życie dwójki ludzi, którzy kochali siebie i swoją pracę. Dojrzała lektura o dojrzałym związku dla dojrzałego czytelnika. Zostawiam ją na półce i wrócę do niej za kilka lat. 

Książka wydana przez: Wydawnictwo ZNAK

Blog Ekstrawagancka

''Lab Girl''

HOPE JAHREN - Tej pozycji nie znajdziecie jeszcze w księgarni, ale wiem, że to zmieni się już niebawem. W moje zmarznięte łapki wpadł egzemplarz "Lab Girl", który pochłaniam przez ostatnie wieczory. Kawałek po kawałku, strona po stronie i nie za dużo jak na jeden raz, by nie zachłysnąć się nadmiarem informacji. Bo to nie jest zwykła książka z kategorii kobiecych. To opowieść kobiety, która swoje życie poświęciła nauce, wręcz zamieszkała w czterech, zimnych ścianach laboratorium, codziennie przyglądając się roślinom przez wizjer mikroskopu. 

A teraz, jak gdyby nic opowiada o swoich odkryciach, jak o weekendowej wycieczce. Naukowe ciekawostki przeplatają się ze wzmiankami o codziennych problemach. Czy byliście kiedyś ciekawi, jak wygląda życie naukowca od podszewki? Ile to kosztuje i czy rzeczywiście doceniamy ciężką pracę ludzi, którzy dbają o naszą przyszłość? O większości z nich pewnie nigdy nie usłyszymy, ale nie raz skorzystamy z tego, co dla Nas zrobili. Ta książka to pewnego rodzaju hołd dla tych, którzy co prawda mogą nazwać własne odkrycia swoim nazwiskiem, ale to wciąż nie jest adekwatne wynagrodzenie. 

Ja wiem, że jeszcze trochę stron przede mną, ale już teraz czuję, że nie będę zawiedziona. Wiedzcie więc, że to pozycja, za którą warto się obejrzeć! Szczególnie, że Targi Książki już za pasem...

Książka wydana przez: Wydawnictwo Kobiece

Ksiażka Recenzja Opinia Blog

''Leksykon smaków''

NIKI SEGNIT -  Czy zastanawialiście się kiedyś nad smakami? I nie, nie mówią o rozróżnieiu na to co smaczne, a co wręcz przeciwnie. Chodzi mi o tajemnicze kombinacje smakowe, które sprawiają, że dana potrawa staje się naszą ulubioną. Czasami najdziwniejse połączenia mogą okazać się tymi najbardziej pożądanymi.

Żadna ze mnie kuchareczka. Baaaa, mogłabym Wam opowiedzieć ostatnią przygodę, kiedy to próbowalam zrobić pizzę w domu i... oczywiście poniosłam klęskę. Było to śmieszne o tyle, że spód do pizzy kupiłam gotowy, trzeba było go tylko wyjąć z folii - i tu zawaliłam po całości. Później próbowalam ratować ciasto poprzez rozwałkowanie, tyle że użyłam złej mąki jako bazy. Karuzela uśmiechu i kuchennych wpadek. W tym całym teatrzyku gotowania jest jednak coś, co daje mi niesamowicie wiele zabawy - przyprawianie potraw. Tutaj mogę wykazać się wspaniałą umiejętnością poprawiania smaku nawet najgorszego niewypału. Stąd musialam wcisnąć na półkę leksykon smaków, który podpowiada co łączyć, jak to robić i dlaczego jest to takie smaczne!

Właściwie byłam pewna, że ta książka nie przyda się takiemu laikowi jak ja. Teraz uważam natomiast, że powinien mieć ją każdy - czy ma smykałkę do gotowania, czy też nie. Profesjonaliście pomoże w odkryciu coraz to nowszych kombinacji, a takim amatorom jak ja - cóż, tutaj będziemy posiłkować się nią w celu odratowania obiadu albo stworzenia szybkiego i prostego zamiennika.

Książka wydana przez: Wydawnictwo Buchmann

Pierwsza polecajka zakończona. Mam nadzieję, że w komentarzu podzielicie się własnymi typami jesiennych umilaczy. A już za tydzień kolejny wpis z tej serii!