Azja w kosmetyczce, czyli Skin79 i Orange BB Cream

Sławy tego koloru chyba nikt się nie spodziewał. Gdy już dopadnie Nas wiedza z zakresu azjatyckiej pielęgnacji, wtem poznajemy słynne, wschodnie BiBiki! U Nas - w słowiańskich progach - w tej kategorii niewątpliwie prowadzi marka Skin79, która posiada w swojej ofercie tyle różnorakich kremów BB, że mogą tym samym utrzeć nosa zachodnim markom. Bo sztuką jest stworzyć szeroką gamę kolorystyczną, a jednocześnie dotrzymać obietnicy, że produkt stopi się ze skórą jaśniejszą bądź ciemniejszą o ton. 


#makijażowe love - Inspirujący tydzień lutego, który udowadnia, że blogerki to nie tylko samotne dusze dbające jedynie o swój blogowy kącik. Przez siedem dni spodziewajcie się inspirujących wpisów, które nie tylko będą uczyć i inspirować, ale także zachęcać Was do działania. Nie wstydźcie się i tagujcie swoje zdjęcia powyższym hashtagiem. Pokażcie swoje makijaże, ulubione kosmetyki i wszystko, co związane jest ze strefą beaauty. Pokażcie, że jesteście z nami! Liczymy na Waszą kreatywność...

Krem BB jeden z wielu...

Zasadnicza różnica polega na tym, że gdy zagraniczne marki oferują nam wiele kolorów jednego podkładu, to często przechodzi on od najjaśniejszego po najciemniejszy. W praktyce wygląda to tak, że mamy kolejno numerek 10, 20, 30, 40... i nieskończenie wiele. A to wszystko dlatego, że tego rodzaju podkłady niby stapiają się z odcieniem naszej buzi, ale tak właściwie nietrudno o faux pas i zrobić sobie przejście graniczne na szyi między naszym kolorem, a nałożonym podkładem. Tak wyglądały czasy mojego gimnazjum, stąd ogromny zawód serca, że minerały i azjatyckie kremy BB poznałam całkiem niedawno. Zaczęło się od kultowego Gold, który ostatnio przeszedł małą metamorfozę. Miłość od pierwszego użycia, pełnia szczęścia. Później krótka przygoda z wersją Pink, ale z tą nie całkiem było mi po drodze. Wreszcie, następny miły przystanek - Orange Beblesh Balm i znów życie nabrało koloru.

POLECANE: Czarszka: Absolutne hity z dziewczynami z SoB!

Jako że nijak mogę przedstawić jego podobieństwo do kultowych, drogeryjnych podkładów - bo takich po prostu aktualnie nie posiadam w zanadrzu - z uciechą podrzucę kilka linków, które pomogą Wam ocenić, czy ten pomarańczowy przyjemniaczek ma możliwość znaleźć się w Waszej kosmetyczce. Na początek najlepsze porównanie i zestawienie (razem ze swatchami) dostępnych BiBików od Skin79 (KLIK) oraz pokazanie podobieństwa względem osławionego Colorstay w kolorze BufF (KLIK). Jeżeli to wciąż mało wystarczające pomoce - na stronie oficjalnego dystrybutora Skin79 możemy kupić zarówno miniaturkę produktu, jak i małą próbkę.

Cena: 130 - 99 zł / Pojemność: 40g / Ważność: 12 miesięcy / DO KUPIENIA TUTAJ oraz w Rossmannie


Krycie na każdą okazję

To nie jest jeden z tych kosmetyków, który zapewni ultra/mega/niesamowite krycie. Wyrówna koloryt, ukryje drobne niedoskonałości, doda buzi blasku i pozostanie na twarzy długo, o ile nie będziemy nigdzie gmerać paluszkami, podpierać o dłonie czy ocierać nosek. Produkt idealny do makijażu dziennego, jednakże i w nocnych harcach czasami mi towarzyszył. Przede wszystkim nie posiada pewnej cechy, która tak bardzo gryzie mnie w drogeryjnych podkładach - nałożony w niewielkiej ilości nie zapycha. Jeżeli tylko zadbamy o podstawową pielęgnację skóry, dokonamy wyboru odpowiedniego kremu i wiemy jak poprawnie zmyć makijaż na dobranoc - jest ogromna szansa, że znajdziemy w nim ulubieńca. Chociaż poleca się aplikację palcami, to mnie przypadło do gustu nakładanie go za pomocą typowego flat topu. 


W wersji rozświetlającej

Pomimo matującego pudru, przy tym gagatku należy spodziewać się świecenia. Nie takiego w stylu nowojorskiej choinki, ale delikatnego, subtelnego i dodającego tej dziewczęcej niewinności. Nie radzę wymuszać na nim matowego wykończenia - zbyt duża ilość pudru zrobi z Nas ładne ciasteczko, a BiBik tylko szybciej zniknie z naszej twarzy. Dajmy skórze choć trochę oddechu, a każdy kolejny produkt nakładany w dużej ilości tylko ją przytłacza. Proponuję więc musnąć tylko policzki, nos i brodę pędzlem z odrobiną jakiegoś sypkiego pudru i przestańmy uważać błyszczącą skórę za zło konieczne. 

Jak na krem BB przystało, przypisuje się mu jakieś ważne zadania. Tym razem mowa o trzech funkcjach: wybielającej, przeciwzmarszczkowej, a także zapewnieniu ochrony przed promieniowaniem. O ile te dwie pierwsze - nawet do tej pory - zweryfikować mi trudno, to za trzecią stoi wysokie SPF 50 i PA++. Do naturalnego składu daleko jak stąd do Miami, za to nie zabrakło obecności cennych składników i naturalnych ekstraktów. Mieszanka niezwykła i w opinii wielu - skuteczna.

Chociaż ostatnio pokochałam też BiBiki w formie gąbeczki, to chyba do tych wyciskaczy mam największy sentyment. Bo do pierwszych, sprawdzonych lubimy wracać, takich urok odkrywania ich nietuzinkowości na nowo. Nowości zawsze na rozbudzają naszą ciekawość, ale nie ma to jak szybki powrót do przeszłości i poczucie stateczności. Chociaż łezka kręci się w oku na myśl, że wersja Gold została "ulepszona", to w samą porę poznałam tego gagatka powyżej i w końcu doczekał się własnego wpisu. 

Zajrzyjcie też do pozostałych dziewczyn, które przygotowały dla Was wpisy z zakresu makijażu. #makijażowelove to oficjalny hashtag akcji. Zajrzyjcie, skomentujcie i czekajcie na więcej. 
Alicja - Ala ma kotaAgnieszka - Agwer blogAgnieszka - Agnieszka blogujeJustyna - Okiem JustynyPaulina - SimplisticMałgosia - Candy Killer.

A Wy? Jakie kremy BB poznaliście do tej pory i czy wolicie je od standardowych podkładów?