Mikołaj nie istnieje, prezentów nie będzie!

A gdyby tak jednak istniał? Gdyby Rudolf oświetlał drogę wśród gwiazd, swoim neonowym, czerwonym nosem, a gruby, starszy pan z brodą, naprawdę przeciskał się z ogromnym brzuchem przez niewielki otwór komina? Gdyby tak było, ten wpis powstałby tydzień wcześniej. Został wydrukowany, zapakowany w kopertę i pozostawiony na parapecie. Każdy z Nas ma takie marzenia, które chyba tylko Mikołaj byłby w stanie spełnić. Lata lecą, a ja wciąż czekam na wiadomość, że historia o fabryce elfów to nie żadna bajka, a korzenne ciasteczka naprawdę zjadał Święty M.


Drogi Mikołaju! Naprawdę byłam grzeczna w tym roku. Nikogo dotkliwie nie pobiłam, byłam uprzejma nawet dla kurzu, pozwalając mu poleniuchować o dzień dłużej, na moich białych mebelkach, a nawet, chociaż nie było to wcale łatwe, zdarzało mi kilkukrotnie się nie przyjść na zajęcia z gramatyki, by nie denerwować wykładowczyni moją słabą znajomością jerów. Nie wchodziłam w paradę mojemu kotu, nie podbierałam mu puszek z tuńczykiem, a czasem zostawiałam wstążki, by miał czym się zajęć przez kilka godzin. Jednym słowem - cud, nie dziewczyna! Takie jednak mamy czasy, że nic za darmo się nie robi. Jako że są marzenia, których nijak nie mogę spełnić, mam dla Ciebie specjalną listę. Multimedialna, hipertekstowa - czyli taka, jakiej potrzebuje Mikołaj w XXI wieku. Tylko proszę, jeżeli sam nie znajdziesz czasu, na przyniesienie mi tych perełek, daj znać, że zrzucasz to na barki kuriera. Wiesz, oni zazwyczaj mają dwadzieścia lat, nie noszą okularów i narażeni są na ryzyko zawału, gdy znów otworzę im drzwi bez makijażu.
Twoja najgrzeczniejsza na świecie blogerka,
Klaudyna


CHROMEBOOK
Jestem kobietą, Marudną, leniwą, narzekającą minimum pięć razy dziennie. Lubię ładnie się ubrać, mieć szuflady pełne kosmetyków i kota pod ręką. Dryfuję na ogromnym, blogerskim morzu i wszystko, co w prosty sposób może pomóc mi przy tworzeniu nowego wpisu, oszczędzając przy tym chociażby kilka cennych minutek, wydaje się być rzeczą na wagę złota. Chromebook jest takim gadżetem. Niezwykle kobiecy, smukły, elegancki... a jednak to wciąż przenośny komputer. To taka mała czarna wśród gadżetów. Nie przegrzewa się na drobnych, kobiecych kolankach, mieści się w (prawie) każdej torebce i pozwala nie rozstawać się z aplikacjami google ani na krok! Jego zgrabność byłaby dopełnieniem mojej osoby. W końcu przeciwieństwa się przyciągają. Proszę, stwórzmy wspaniały związek!

LAMPA LED DO HYBRYD
Dłonie są wizytówką kobiety. Ile razy to słyszeliście? Jak tu jednak trzymać się dzielnie tej zasady, skoro doba ma jedynie 24 h, a paznokcie odpryskują szybciej, niż powstaje nowy wpis dla Was! Nie chciałabym obrazić moich paznokci, ale są po prostu beznadziejne. Tymczasem w szufladzie czeka kilka uroczych kolorów lakierów hybrydowych, a aktualna lampa UV chyba się na mnie pogniewała, bo o ile wiem, po kilku dniach hybrydy nie powinny odchodzić płatami z paznokcia? Co to, to nie. Zgody jak nie było, tak nie ma. Tak samo lampy LED, o których słyszę ostatnio tyle, miłych i ciepłych słów. Też chcę poczuć to ciepło! Na moich dłoniach...

CZYTNIK E-BOOKÓW
Każda wolna chwila jest dobra, by zatopić się w ulubionej powieści. Nawet stary, czerwony Jelcz, może przeistoczyć się w ultranowoczesny, statek kosmiczny, jeżeli tylko mamy pod ręką Lema. Chyba, że ktoś tu woli Błędnego Rycerza. Czemu nie! Na Pottera nigdy nie jest za późno. Moja wyobraźnia potrzebuje książek, tak jak organizm nie może funkcjonować bez tlenu. Nie ma jednak takiej torby wakacyjnej, która pomieściłaby wszystkie książki, mogące umilić mi błogi, tygodniowy wypoczynek. A i nie istnieje torebka, do której mogłabym wcisnąć ulubione wydanie Sherlocka, liczące około 1100 stron. Bujam więc w obłokach, rozmyślając nie tylko o ulubionych, książkowych bohaterach, ale wyobrażając sobie mój własny, niezastąpiony czytnik, który zawsze będzie czekać w przegródce torby, aż nadarzy się okazja, by oddać się lekturze. Stara już jestem, możecie znaleźć okulary na moim nosie. Niech będą więc tam w jakimś konkretnym celu - wolę tonąć w głębi powieści, niż męczyć wzrok szarością dnia codziennego. A mówiąc młodzieżowo - czytanie jest po prostu cool!

GRAMOFON
Melomanka. O! Tak mogę o sobie powiedzieć. Wdzięczna jestem rodzicom, siostrze, a także szwagrowi, że już od małego brzdąca, zaszczepili we mnie bakcyl miłości do muzyki, a później nie pozwolili mi wyleczyć się z codziennego obcowania z muzyką. Cenię sobie dobre brzmienie i nie chodzi mi tu tylko o fantastyczną, basową solówkę. Zawsze zabiegałam o słuchawki najwyższej jakości, bo odrobinkę mdli mnie, gdy głośnik mojego telefonu próbuje wykrztusić z siebie intro Sweet Child O'Mine. Gdy jednak pierwszy raz, poznałam tajemną moc muzyki płynącej z gramofonu, wiedziałam, że długo tego nie zapomnę. I nie zapomniałam. Kolekcja moich płyt rośnie powolutku, ale mogę pochwalić się coraz to ciekawszymi nabytkami. Jednak jednego wciąż mi brak. Mianowicie gramofonu. Jak rodzic, czekający na swojego maluszka, mam już przygotowany dla niego stoliczek, takie wdzięczne miejsce, które wciąż pozostaje...


POLAR A300
Bo jestem rasowym leniwcem. Kanapowym. Idealne towarzystwo, to dla mnie miska popcornu, ciepły koc i maraton filmowy. No i ukochany, co ogrzeje, przytuli, ukocha... Nie ma tutaj miejsca na bieganie, rower... o basenie już nie wspominając! Motywacja to słowo, które całkiem przypadkiem wykreśliłam ze słownika. Może warto, by tam wróciło? Darcie Chodakowskiej z ekranu laptopa nie pomogło - najpierw zapomniało się o treningu raz, później sytuacja się powtórzyła. Minęło kilka miesięcy, od kiedy ostatni raz usłyszałam ''Widzimy się na następnym treningu''. Polar A300, to małe urządzenie, które ma nam dać porządnego kopa! Policzy ilość spalonych kalorii, wyda wyrok na temat naszego zbyt krótkiego snu i głośno zapiszczy, gdy nastanie czas, by ruszyć się z kanapy.  Gdy już się nas uczepi, to na cały dzień! A ja byłabym w stanie mu na to pozwolić. Kto wie, może drzemie we mnie dusza sportowca? Zanim się o tym przekonam, wolałabym zrzucić najpierw kilka zbędnych kilogramów. Najlepiej to z 10!



TOALETKA
Ten punkt znajdziecie chyba na liście każdej blogerki. Ba, pewnie i każdej kobiety. Biała, urocza, klasyczna. Nie. Nie do końca takiej pragnę. Moja prawdziwa, wymarzona toaletka powstanie spod mojej ręki. Piwnica u babci skrywa różne sekrety, ale najpiękniejszym był odnaleziony niedawno, stary stół pod maszynę do szycia, który postanowił, że to najlepszy moment, by przypomnieć o swoim istnieniu. Żelazne zdobienia, przetarte drewno, właśnie ten stół posłuży mi kiedyś za najbardziej kobiecy mebel. Tymczasem chciałabym postawić na klasykę - jej nigdy za wiele. O, taką jak wyżej, gdzie urocze zdobienia przypominają nieco skrzydełka aniołka a prostota i minimalizm czarują oglądającego. Pewnie tchnęłabym w nią życie, poprzez zmianę koloru. Może turkus? Złoto? Kto by tam wiedział, co może zrodzić się w kobiecej głowie. Gwarantuję, że byłoby ekstrawagancko.  

ORGANIZER NA KOSMETYKI 
Taki amerykański. Modny. Mówi się o nim wiele, jak jakieś widmo, pojawia się zawsze w tle filmów vlogerek i zawsze kryje w sobie najlepsze, najdroższe kosmetyki. Wtedy już same nie wiemy, czy wzdychamy do niego, czy do jego zawartości. Organizer marzeń. Dla mnie jest on przede wszystkim najpraktyczniejszym organizerem, jaki do tej pory widziałam. Moje kosmetyki nie mają ze mną łatwo. Jestem pedantką, jeżeli chodzi o porządek w moich kosmetycznych zbiorach. Niech się strzeże ten, kto spróbuje ten ład zniszczyć. Wciąż brakuje mi jednak niewielkiego mebelka (a może meblątka?), który pozwoli mi na segregację najczęściej używanych i najlepszych kosmetyków. Bo są i takie, które lubię mieć zawsze pod ręką, zamiast nurkować w ogromnej szufladzie, o trzech poziomach (tak, to jest możliwe), by odnaleźć słynną mamuśkę z theBalm. Wygoda, elegancja, praktyczność - tego wymagam i to dostrzegłam w przezroczystym zwierciadle organizera. 

CHANEL NO.5
Bo każda kobieta ma takie perfumy, o których skrycie marzy, a mimo to, na co dzień lubi pachnieć zupełnie inaczej. Dominują u mnie słodkie zapachy. Zazwyczaj w nieco kontrowersyjnej mieszance z pieprzem. Chciałoby się rzec - słodka dziewczynka, o pieprznych myślach. Osatnio namiętnie molestuję właśnie taki duet, wanilii i pieprzu. Są jednak perfumy, te z wyżej półki, które chciałabym zarezerwować na specjalne wieczory. Nie tylko te przy świecach, czy na szalone imprezy. Najbardziej na te, kiedy potrzebuję otulić się kocem i intrygującym zapachem. Gdy kot kicha i dąsa się, że nie mogę pachnieć jak puszka tuńczyka. Dla mnie takim rarytasem pozostaje Chanel No.5. Elegancja w płynnej formie, pociągający, minimalistyczny design flakonu i jedno określenie, które nasuwa mi się na myśl - marzenie. 

ETUI NA PĘDZLE
O skarby trzeba dbać, a szczególnie o takie, które mają delikatne włosie i są niezbędne nie tylko w domowym zaciszu. Chociaż nie jestem typem podróżnika (a bardzo bym chciała!), to bywają sytuację, gdy moje ulubione pędzle chcę zabrać ze sobą - na małą wycieczkę. Czasami jest to trzydniowy pobyt poza domem, niekiedy trwa nieco dłużej, ale zawsze borykam się z tym samym problemem - ochroną moich puchaczy. Otulam je miękkimi tkaninami, usiłuję zmieścić w starej kosmetyczce, jednak często są to niesamowicie nieudolne próby. Wymarzone etui to twór marki Nanshy. Czarna, klasyczna tuba, która może pomieścić naprawdę niemałą ilość pędzli. Wodoodporna, elegancka i bardzo praktyczna. Coś, o co na rynku kosmetycznym wciąż niełatwo. Z takim etui, moje pędzle mogłyby zostać rasowymi podróżnikami!


Kuferek na kosmetyki
Kiedyś będę malować nie tylko siebie! No dobrze, kilka razy nawet spróbowałam, ale wciąż się uczę. Mam już swój pierwszy komplet pędzli, kilka nietuzinkowych kosmetyków i uniwersalne paletki, które z chęcią znalazłyby sobie jakieś stałe miejsce. Najlepiej w kuferku. Niebanalnym, niemałym, ale jakże porządnym. Kiedyś przypadkiem natknęłam się na takie kuferki. Do wyboru, do koloru. Różne gabaryty, ciekawe wzory. Taki jest właśnie asortyment Kuferki.eu. A wszystko przez Balbinę, u której można było wygrać kiedyś taki czarny, klasyczny kuferek. Od tej pory chodzą mi po głowie, a wolałabym, by jeden stał na mim stoliczku.

Paletka - In theBalm of Your Hand
Jeżeli jest tu ktoś, kto o marce theBalm nigdy nie słyszał... niech szybko zmyka nadrobić zaległości. Kultowa mamuśka, seksowna Mary-Lou i paletki nude. Tak, tym słynie theBalm, a teraz oferuje nam niektóre z naszych ulubionych bestsellerów, połączone w jedną paletkę. Znajdziemy tam 4 doskonałe cienie do powiek, 3 uniwersalne róże, matowy bronzer, rozświetlacz oraz 2 kolory produktów do ust. Tylko ten kosmetyk śni mi się ostatnio nocami.  


Luxury Brush Set od Nanshy
Chyba lubię się powtarzać, a szczególnie, gdy chodzi o ulubione rzeczy. Nanshy jest ze mną codziennie - a to towarzyszy mi gąbeczka, często sięgam też po pędzel do podkładu. Używam także puchaczy do makijażu oka, nakładania pomadki, konturowania twarzy. Mam takiego bzika na ich punkcie, że gdy zobaczyłam zestaw szczęśliwej trzynastki, o fikuśnych trzonkach - serce jakoś znowu mocniej zabiło. Nie wspominając już etui, które mogłoby zastąpić nawet wspomnianą wcześniej, czarną tubę. Nie brak im wdzięku, ani uroku. W końcu to Nanshy!

Bluzy i T-shirty Fesswybitnie
Kiedyś przypadkowo odkryłam photoblog Natalii. Okazało się, że niedługo później, Fesswybitnie oznaczało już jedynie nazwy konta, a sklep internetowy, na którym dostępne były nie tylko czapki ze śmiesznymi nadrukami, ale także topy, t-shirty i bluzy. Śmiesznymi, intrygującymi i poszukiwanymi przez moli książkowych, jak i melomanów. Widywałam tam koszulki z fragmentami tekstów Lany del Rey, ale nic nie mogło mnie odciągnąć od koszulek prawdziwych fanów Pottera. Bo chyba już wiecie, że z Harrym dorastałam i Harry pozostanie moim druhem po wsze czasy. Tak jak i Sherlock. Czy jest tutaj ktoś, kto jest w stanie uwierzyć, że codziennie oglądam przynajmniej jeden odcinek przygód przystojnego i niewiarygodnie inteligentnego detektywa. Cholerny Sir Arthur Conan Doyle! Teraz jeszcze, w głowie mam urocze bluzy i t-shirty dostępne w sklepie Fesswybitnie. Jest coś dla kociary, Potteromaniaczki, dziewczyny Sherlocka i... miłośniczki świąt. Przecież ta bluza z pieskiem, założona na czarną koszulę i i dziewczęcej spódniczki, byłaby jak ulał na wigilijny wieczór!
_______________________________________________________
Także drogi Mikołaju, jeżeli jednak naprawdę istniejesz i właśnie sprawdzasz, co tam w blogowym świecie piszczy, to już dobrze wiesz, jakimi prezentami na pewno nie pogardzę. Ba, nawet obiecuję dać im ciepły kącik i miejsce w serduszku. A może Ty, chociaż nie masz brody i renifera w stodole, a pragniesz uszczęśliwić grzeczną dziewczynkę - nie krępuj się, dobro wraca!

Czytelniczki, czytelnicy. A co Wy  chcielibyście znaleźć w skarpecie 6 grudnia? A może jest takie coś, o czym marzycie, a co ma szansę znaleźć się pod choinką?